Jednobramkowym zwycięstwem polskich szczypiornistów zakończył się ich drugi mecz w eliminacjach do mistrzostw Europy. Polacy udanie zrehabilitowali się za domowy remis z Izraelem i pokonali na wyjeździe Rumunów. Spotkanie zakończyło się skromnym zwycięstwem 28:27. Punkty zdobyte w Rumunii mogą okazać się kluczowe w kontekście walki podopiecznych Marcina Lijewskiego o awans na turniej mistrzowski.
Świetna pierwsza połowa i nerwy po zmianie stron
Kilka dni temu w Olsztynie biało-czerwoni zanotowali wpadkę i tylko zremisowali z Izraelem. Punkt uratowali w samej końcówce. Nie napawało to optymizmem przed wyjazdowym meczem w Rumunii. Tym razem jednak podopieczni Marcina Lijewskiego zagrali zdecydowanie lepiej. Udana była przede wszystkim pierwsza połowa, w której zdominowali swoich rywali. Polacy rozpoczęli od prowadzenia 4:0. Później umiejętnie utrzymywali bezpieczną przewagę. W pewnym momencie wyszli już na 14:6. Na przerwę jednak schodzili przy prowadzeniu 15:9. Zanosiło się na łatwe zwycięstwo.
Nieoczekiwanie jednak po zmianie stron wszystko się zmieniło. O ile początek był jeszcze obiecujący, o tyle później to gospodarze przejęli inicjatywę. Rumuni z minuty na minutę zmniejszali straty do naszych reprezentantów. W pewnym momencie doprowadzili do remisu. Na tablicy wyników było 24:24. Końcówka zapowiadała się bardzo emocjonująco. Na szczęście biało-czerwoni zachowali koncentrację do samego końca. Wygrali ten mecz 28:27 i wykonali ważny krok w kierunku awansu na mistrzostwa Europy w piłce ręcznej.
Rumunia – Polska 27:28 (9:15)
Kolejne spotkanie dopiero w marcu
Krzysztof Lijewski i jego sztab szkoleniowy mają teraz kilka miesięcy na to, aby wyciągnąć wnioski z ostatnich spotkań. Dopiero w marcu wznowią cykl eliminacyjny. Dokładnie 12 marca przed własną publicznością Polacy podejmą Portugalczyków, którzy do tej pory mają komplet dwóch zwycięstw i wyrastają na faworytów do wygrania grupy 8. Bezpośredni awans na mistrzostwa Europy wywalczą dwie najlepsze drużyny w grupie. Liczymy na to, że w tym gronie znajdą się Polacy.