STS KOD PROMOCYJNY

Jakub Kwiatkowski – funkcji tyle, co lat stażu | Za kulisami reprezentacji (1)

Autor: Krzysztof Brommer, Piotr Tomalski
Strona głównaPiłka nożnaReprezentacja PolskiJakub Kwiatkowski - funkcji tyle, co lat stażu | Za kulisami reprezentacji...

Selekcjonerzy i piłkarze się zmieniają. Mimo to on od 11 lat stoi przy reprezentacji Polski. W tym czasie Jakub Kwiatkowski pracował z 8 trenerami biało-czerwonych. Jak reaguje na to, że niektórzy uważają go za gbura? Po co Santosowi codzienna „prasówka”? Jakub Kwiatkowski uchyla rąbka reprezentacyjnej tajemnicy.

Artykuł jest pierwszym tekstem z cyklu „Za kulisami reprezentacji”, w którym przedstawiamy osoby pracujące w PZPN i będące przy reprezentacji Polski. Każda z nich zajmuje się innym obszarem, ale łączy ich piłka i reprezentacja Polski. W pierwszym odcinku o swojej przygodzie z biało-czerwonymi opowiada Jakub Kwiatkowski, team manager oraz rzecznik prasowy reprezentacji Polski.

Michał Bartnicki – Admin lubi się pokąsać z kibicami | Za kulisami reprezentacji (2)

Trudne początki

W PZPN pojawił się wiele lat temu, dokładnie w 2009 roku, podczas gdy prezesem związku był Grzegorz Lato. Od tego czasu, z jedną przerwą pracuje w nim od dawna. Przez ponad 11 lat zmieniał „skórę” wielokrotnie. 

Kilka miesięcy po zatrudnieniu „poleciałem” ze stanowiska, w zasadzie w pakiecie z Leo Beenhakkerem. Po nastaniu prezesa Zbigniewa Bońka otrzymałem telefon od Janusza Basałaja z pytaniem, czy chcę dokończyć to, co zacząłem. Zgodziłem się i wróciłem do pracy w grudniu 2012 roku. Zostałem rzecznikiem prasowym PZPN, jednak moja rola się zwiększała. Po roku, gdy odszedł selekcjoner Waldemar Fornalik, zacząłem pełnić też funkcję rzecznika reprezentacji. Do tego momentu był nim Tomasz Rząsa – mówi Kwiatkowski. – Trzeba jednak zaznaczyć, że do tego momentu funkcje rzeczników federacji i reprezentacji były oddzielne. Wtedy połączono je w jedną. To trwało aż do mistrzostw świata w 2018 roku. Wówczas odszedł selekcjoner Adam Nawałka, a przyszedł Jerzy Brzęczek. Wtedy otrzymałem stanowisko menedżera reprezentacji ds. sportowych. Skasowano wówczas stanowisko dyrektora reprezentacji, które zajmował Tomasz Iwan. Jego obowiązki rozdzielono na dwie osoby. Na moje barki spadły między innymi kontakty z FIFA czy UEFA, klubami reprezentantów, jak i nimi samymi, kwestie przygotowania boisk czy „site” wizyty, a więc podróże w miejsca, gdzie przebywać będzie reprezentacja w czasie zgrupowań czy turniejów. W trakcie pandemii wspierałem doktora Jacka Jaroszewskiego, więc można powiedzieć, że byłem jego “asystentem”. Koordynowałem między innymi testy covidowe przed meczami. Od ponad roku jestem także zastępcą dyrektora ds. komunikacji. Jest tego sporo, ale nie narzekam. Da się to wszystko połączyć – dodaje Kwiatkowski.


Czasem w pracy bywa trudno, jednak lubię adrenalinę. Mam obawy, że się od niej uzależniłem. Wolę, jak coś się dzieje niż sytuacje, gdy jest cisza i spokój. Dlatego lubię okres w okolicach zgrupowań reprezentacji. Jestem wtedy w swoim żywiole, a czas płynie bardzo szybko.

Jakub Kwiatkowski, rzecznik prasowy PZPN

Nauka selekcjonerów

Jak sam wyliczył, pracował w związku podczas kadencji ośmiu selekcjonerów. Współpraca z każdym z nich to z jednej strony wyzwanie, z drugiej ogromna dawka nauki. Doświadczenie, jakie nabył będzie tylko procentować.

Każdy był zupełnie inny, ale to normalne. Każdy człowiek ma inny charakter, osobowość, sposób pracy. Trzeba się więc do tego dostosować. Na początku trzeba poznać nowego selekcjonera, jego osobowość czy otwartość. Wystarczy porównać selekcjonera Santosa do Czesława Michniewicza. To dwa inne światy. Trener Michniewicz był człowiekiem wychodzącym do mediów. Trener Santos jest zdecydowanie bardziej stonowany i ”schowany”, taka stara szkoła trenerska – tłumaczy menedżer kadry. – Nigdy jednak nie wartościuję selekcjonerów, z którymi pracowało mi się lepiej lub gorzej. Nie da się ich porównywać. Z każdym z nich jest po prostu inaczej. Od każdego z nich się czegoś nauczyłem. To jeden z fajniejszych elementów tej pracy. Można poznać wielu ciekawych ludzi. Nigdy nie odczuwałem problemów związanych ze zmianami. Z trenerem Santosem jest inaczej niż jego poprzednikami, ale to wcale nie znaczy, że jest lepiej czy gorzej. To człowiek z ogromnym doświadczeniem. Jest utytułowany, został mistrzem Europy z Portugalią, pracował z wieloma kadrami i drużynami klubowymi. To ciekawe doświadczenie – mówi Kwiatkowski.

Prasówka dla Fernando Santosa

Menedżer reprezentacji wskazywał na specyfikę pracy obecnego selekcjonera polskiej kadry. Przykłada on wiele uwagi do szczegółów, które dla wielu byłyby mało istotne. Dzięki temu wie, jak radzić sobie w kontaktach z mediami, czy nawet minimalnie zwiększyć szanse na zwycięstwo.

Trener jest tutaj na co dzień. Wiele osób w to może nie uwierzyć, ale jest w związku częściej niż Sousa, Michniewicz i Brzęczek razem wzięci. Codziennie przychodzi do pracy. Odbyliśmy już wiele rozmów. Chcemy być dla niego przewodnikami po Polsce – mówi Kwiatkowski. – Trener prosi mnie codziennie o raport, o czym w danym dniu się pisze się o reprezentacji Polski. Myślę, że to dla trenera jest przydatne, bo w momencie rozmowy z dziennikarzami jest przygotowany i pytania go nie zaskakują. Ponadto trener chce, aby zaraz po meczu przekazać mu informacje na temat tego, co w trakcie transmisji mówili komentatorzy. To też pomaga mu lepiej przygotować się do pomeczowych wywiadów. Zapewne też zauważyliście, że siedzimy w meczach domowych na ławkach rezerwowych po prawej stronie. To także decyzja trenera Santosa, a chodzi o to, aby być bliżej sędziego asystenta. Można wywierać na niego pewną presję, a wcześniej siedząc po lewej stronie boiska, ten przywilej oddawaliśmy naszym rywalom – dodaje menedżer reprezentacji ds. sportowych.

Trzyma język za zębami

Praca rzecznika reprezentacji, jak i całego związku w dużej mierze polega na rozmowach z dziennikarzami. Wielu z nich próbuje wykorzystać jego wiedzę, aby samemu uzyskać solidną porcję informacji, jak choćby o tym, jak prezentować się będzie skład reprezentacji na najbliższe spotkanie. – Pracuję tutaj 11 lat. Większość dziennikarzy już nauczyła się, że takiej informacji ode mnie nie uzyskają. Na początku tego było więcej, ale odmawiałem za każdym razem. Moja praca polega na zaufaniu. Jest ono wypracowywane od lat, w zasadzie każdego dnia – opowiada menedżer reprezentacji. – Zdradzanie tajemnic jest jak zdradzanie swojej żony. Dla mnie to rzecz nie do pomyślenia, której nie robię. – mówi Kwiatkowski.

Jak sam wskazuje, czasami selekcjonerzy sami, dość nieświadomie, pomagali mu w trzymaniu języka za zębami. – Podobało mi się u Paulo Sousy to, że ogłaszał skład tuż przed meczem. To w dodatku mnie usprawiedliwiało – ja nic nie wiem oficjalnie. Podobnie jest z trenerem Santosem. On ogłasza go dopiero na stadionie. Oczywiście z niektórymi dziennikarzami mam lepszy kontakt. W końcu wywodzę się z tego środowiska. Skończyłem dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, pracowałem jako dziennikarz, przez lata byłem także w piłkarskiej drużynie dziennikarzy. Mimo wszystko koledzy dziennikarze nie nadużywają tej znajomości. Znają moje zasady. W dodatku przez tyle lat pracy nie „sprzedawałem” mediom informacji, choćby o skandalach w reprezentacji – opowiada Kwiatkowski. 

Dawne czasy i nawiązane wówczas kontakty i relacje mogą pomóc w neutralizowaniu problemów, gdy te wyjdą na światło dzienne. – Jeżeli coś dzieje się w drużynie, a nie wyjdzie na światło dzienne, to nie ma mowy o sytuacji kryzysowej. Pojawiają się one dopiero w momencie, gdy taka sprawa wypłynęła do mediów. W pierwszym przypadku można to jeszcze zażegnać wewnątrz zespołu. Gdy to pojawia się w mediach, to wiadomo, że lepsze relacje z dziennikarzami pomagają nam zapanować nad narracją. Trzeba z tego korzystać, ale są oczywiście trudne momenty – dodaje Kwiatkowski, który wskazuje, że chyba uzależnił się od adrenaliny, która pojawia się w sytuacjach stresowych. – W Polsce, jak i wielu innych miejscach na świecie piłka nożna wzbudza ogromne zainteresowanie i emocje. Czasem w pracy bywa trudno, jednak lubię adrenalinę. Mam obawy, że się od niej uzależniłem. Wolę, jak coś się dzieje niż sytuacje, gdy jest cisza i spokój. Dlatego lubię okres w okolicach zgrupowań reprezentacji. Jestem wtedy w swoim żywiole, a czas płynie bardzo szybko – mówi menedżer reprezentacji Polski.

Jakub Kwiatkowski, rzecznik reprezentacji Polski
Foto Adam Starszynski / PressFocus

Wiele twarzy rzecznika

Kwiatkowski, podczas pracy z reprezentacją, miał do czynienia z różnymi typami selekcjonerów. Tymi bardziej otwartymi jak Czesław Michniewicz, czy takimi jak Adam Nawałka, którego sformułowania z konferencji prasowych, w zasadzie niemówiące nic, przeszły do historii. Rzecznik reprezentacji zdecydowanie wolał drugą opcję.

Lepiej współpracować z selekcjonerem, który niespecjalnie daje mediom pożywkę. Pamiętam, gdy kiedyś Adam Nawałka powiedział mi: “Zdaje sobie sprawę z tego, że na konferencjach plotę androny. Ale nie będę na niej mówił o tym, jak zagramy. Nikomu nie będę ułatwiał pracy. Nie jest to widowiskowe, ale taki mam styl”. Dla mnie nie było z tym problemu. Ułatwia mi to pracę, gdy nie ma wypowiedzi kontrowersyjnych – opowiada Kwiatkowski. – Po konferencji selekcjoner wychodził, stawał z grupą dziennikarzy i im mówił znacznie więcej. Nie zdradzał sekretów, ale dawał smaczki, dzięki którym mogli zbudować historię. Mam wrażenie, że doskonale to czuł. Miło wspominam tę współpracę. Najlepiej go poznałem. Mimo, że nie ma go tutaj od pięciu lat, to nadal mamy bardzo dobry kontakt. Nie ma meczu, żeby Adam Nawałka nie wysłał po jego zakończeniu wiadomości – dodaje menedżer reprezentacji. 

Gbur?

Same konferencje prasowe stworzyły także wizerunek Kwiatkowskiego. Komentarze wobec niego nie zawsze są przychylne. Można w nich wyczytać, że rzecznik kadry nazywany jest gburem.

Spotykam się z taką opinią. Wiele razy słyszałem od innych osób, że po bliższym spotkaniu zyskuję. Bo nie zawsze sprawiam dobre pierwsze wrażenie. Być może dlatego, że wypracowałem sobie pewien mechanizm kontaktu z innymi ludźmi. Bez tej maski chyba bym zwariował. Czasami trzeba być arogantem i człowiekiem asertywnym. Bez tego ludzie by weszli na głowę. Poza PZPN-em i relacjami z dziennikarzami jest bardzo wiele innych telefonów i problemów. Wszyscy myślą, że mam całą szafę koszulek z autografami oraz plecak z biletami. Nie, to tak nie wygląda. Dostaję jedną koszulkę i dwa bilety na zgrupowanie. A gdy chcę więcej, to muszę kupić. Nauczyłem się więc asertywności. Praca tutaj mnie tego nauczyła – dodaje rzecznik reprezentacji. 


Odejście Paulo Sousy zepsuło mi urlop. Zazwyczaj bierze się go w momencie, gdy nie ma za dużo pracy, a więc w święta i nowy rok. Pojechaliśmy daleko na wakacje, do Azji. Temat jego odejścia trwał od kilku dni przed moim wyjazdem. Selekcjoner był wtedy w Warszawie. Odwoziłem go na lotnisko. Przed wejściem do samolotu przytulił mnie, poklepał po plecach i powiedział, że świetnie się ze mną pracuje. Czułem, że coś jest nie tak.

Jakub Kwiatkowski, rzecznik prasowy PZPN

Potrafią trafić w sedno

Sam Kwiatkowski zbyt często nie czyta komentarzy na jego temat. Te nie mają na niego większego wpływu. – Gdy je czytam, to mam wrażenie, że ludzie nie mają świadomości na czym polega moja praca i z czym się ona wiąże. Nikt tego nie wie. Pojawiają się na przykład opinie, że ucinam niektóre pytania na konferencji albo zakazuje piłkarzom mówić na niektóre tematy. Z mojej strony wygląda to tak – nie chce być opryskliwy, ale wychodzę z danym zawodnikiem na konferencje i on mówi mi przed, że nie chce rozmawiać na dany temat. Wiele razy było tak, że idąc na nią z Robertem Lewandowskim, to prosił, aby nie rozmawiać o niczym innym niż o kadrze i dodawał, by takie pytania “ucinać”. Podobnie jest z przełożonymi. Nie możemy rozmawiać na niektóre tematy. To moja rola. Za nią otrzymuje wypłatę. jeżeli ludzie nie potrafią tego zrozumieć, to nic z tym nie zrobię. Nie mogę z tym walczyć. Oczywiście, jak każdy popełniam błędy. Przez tyle lat pracy w PZPN-ie popełniłem ich masę. Trzeba jednak kierować się wiedzą i podejmować odpowiednie decyzje – mówi rzecznik kadry, choć dodaje, że ma twardego recenzenta w domu. – Nie czytam komentarzy, ale oglądam swoje wystąpienia. Nie chodzi o próżność. Chcę wiedzieć co robić lepiej. Moja żona jest surową recenzentką. Ogląda moje wystąpienia czy wywiady. Mówi mi prosto z mostu, co robię źle. W końcu jest aktorką. Zna się na rzeczy i wie doskonale, co trzeba poprawiać. To mi bardzo pomaga – dodaje.

Menedżer reprezentacji wspomina także o tym, jak ważne są relacje z zawodnikami. Z częścią z nich ma lepszy kontakt, z innymi gorszy. – Kluczem jest zaufanie. Pamiętam początek pracy przy reprezentacji. Byłem lekko speszony. Nie mam jednak problemu z nawiązywaniem relacji z innymi ludźmi. Jestem dość bezpośredni. Oczywiście, są osoby z którymi mam lepsze relacje, z innymi trochę gorsze. To jest jednak normalne. Z jednym rozmawia się lepiej, z innym gorzej. Nigdy nie miałem tak daleko posuniętych relacji z zawodnikami, jak choćby Łukasz Wiśniowski, który pracował wcześniej w Łączy Nas Piłka. On był ich rówieśnikiem. Ja jestem o te kilkanaście lat starszy. Dla niektórych z obecnych reprezentantów mógłbym być ojcem. Jest kilku zawodników, z którymi mam dobre relacje i kontakt także poza zgrupowaniami reprezentacji. Mowa oczywiście o tych starszych piłkarzach. Wiadomo także, że z jednymi rozmawia się lepiej, z drugimi gorzej. Ale to normalne, jak w życiu z innymi ludźmi – mówi Kwiatkowski. 

Azja na gorącej linii 

Przez wiele lat pracy w Polskim Związku Piłki Nożnej Jakub Kwiatkowski przeżył wiele sytuacji. Były te dobre i przyjemne, ale i trudne dla niego, jak i rodziny. Jak sam wskazał najtrudniejszymi były baraże i bojkot meczu z Rosją po jej ataku na Ukrainę oraz powrót reprezentacji z ostatnich mistrzostw świata. Za skórę zaszedł mu jednak pewien selekcjoner. – Odejście Paulo Sousy zepsuło mi urlop. Zazwyczaj bierze się go w momencie, gdy nie ma za dużo pracy, a więc w święta i nowy rok. Pojechaliśmy daleko na wakacje, do Azji. Temat jego odejścia trwał od kilku dni przed moim wyjazdem. Selekcjoner był wtedy w Warszawie. Odwoziłem go na lotnisko. Przed wejściem do samolotu przytulił mnie, poklepał po plecach i powiedział, że świetnie się ze mną pracuje. Czułem, że coś jest nie tak. W tamtej chwili miałem wrażenie, że się ze mną żegna. Kilka dni po naszym spotkaniu pojawiły się pierwsze informacje o tym, że trener ma odejść do Brazylii. Pytałem go o to. Otrzymywałem zapewnienie, że są to plotki. Po tygodniu poprosił mnie, żeby skontaktować go z prezesem. Przez kolejne pięć dni siedziałem przed komputerem i pracowałem. Moja żona była wściekła, że zamiast odpoczywać bez przerwy pracuję. Myślałem, że spakuje się i wróci do Polski. Tak była zła, że Sousa zepsuł nam urlop – dodał z lekkim uśmiechem Kwiatkowski.

Jak sam jednak wskazuje jego praca jest dość specyficzna. – Nie jest to pójście do biura na ósmą, wyjście o 16 i odcięcie się od pracy. Tutaj sytuacja może zmienić się w ciągu chwili. Przykładem jest choćby wojna w Ukrainie, afera premiowa czy odejście Sousy. To sytuacje, gdy nie ma normalnego życia. Jestem wdzięczny mojej żonie, że jest wyrozumiała. To dla bliskich bardzo trudna sytuacja. Czasami nawet jej brakuje cierpliwości. Ale sama ma podobny charakter pracy, że często wyjeżdża poza Warszawę. Nauczyliśmy się trochę takiego życia. To jest trudne i absorbujące. Pamiętam, że podczas ostatniego urlopu, w czasie świąt i Nowego Roku, żona kazała mi obiecać, że nie odbiorę telefonu. Faktycznie to zrobiłem. To pomogło, bo faktycznie poczułem, że odpoczywam – mówi rzecznik reprezentacji.

Afera premiowa

Menedżer reprezentacji zapytany, czy miał momenty, w których chciał rozpłynąć się w powietrzu i więcej nie pojawi się w PZPN-ie jedynie się uśmiechnął. – Są trudniejsze momenty, jak choćby afera premiowa. Nie lubię o niej rozmawiać, szczególnie że mocno w niej zaistniałem, choć nie było to moją intencją. Trzeba jednak przyznać, że w sprawie afery premiowej niezależnie od tego, co bym powiedział, to byłoby źle. Za wiele było grup zaangażowanych w tę sytuację. Niezależnie co bym powiedział, to uderzyłbym w jedną z nich – mówi Kwiatkowski. – Nie ma szans, żeby zobaczyć wszystko. Śledzę wiodące redakcje, które „tworzą rzeczywistość” piłkarską w Polsce. Tego jest tak dużo, że nie da się wszystkiego obejrzeć. Mamy monitoring mediów, obserwujemy co się dzieje. Przeglądam głównie te wiodące i najważniejsze. One tworzą piłkarską rzeczywistość, która czasami jest przedstawiana zupełnie inaczej niż faktycznie jest w rzeczywistości. Staje się taka trochę wirtualna – kończy Kwiatkowski.

Krzysztof Brommer
Krzysztof Brommer
Sportem zaraziłem się od taty i dziadka, którzy byli zapalonymi kibicami. Ja poszedłem dalej i studia, praktyki oraz pracę związałem z relacjonowaniem wydarzeń. Dziennikarski świat pokazał sport od innej strony, a doświadczenie zebrane w sportowych redakcjach m.in. Faktu, Przeglądu Sportowego, czy Sportu przydaje się w każdej sytuacji. Jestem gotowy, by informować Was o najważniejszych i najciekawszych wydarzeniach z udziałem polskich sportowców i drużyn.

Najnowsze

Powiązane

Polecamy

Top 10 najlepszych polskich bramkarzy w historii piłki nożnej

Kibice wspominają wielu polskich piłkarzy. Najwięcej mówi się oczywiście o tych, którzy strzelają gole, ale na swoją renomę zapracowali sobie również bramkarze. Nie zawsze...

Najlepsi polscy bokserzy w historii | Ranking polskich pięściarzy

Na przestrzeni dziesiątek lat Polskę reprezentowało wielu znakomitych pięściarzy. Odnosili oni sukcesy zarówno na ringach zawodowych, jak i w boksie amatorskim. Trudno o wskazanie...