Kacper Stokowski wywalczył brązowy medal na mistrzostwach świata w pływaniu na krótkim basenie w Melbourne. W wielkim finale na 50 metrów stylem grzbietowym dotknął ściany basenu z wynikiem 22.74, czym wyrównał rekord Polski pobity we wcześniejszym półfinale. To duży sukces 23-letniego pływaka i pierwszy medal biało-czerwonych na światowym czempionacie.
Finał rozgrywany na dwa razy
Finałowa rywalizacja na 50 metrów stylem grzbietowym miała nieoczekiwany przebieg. Pierwotnie zaplanowano ją na 10.12. Wówczas zawodnicy pojawili się na basenie i już wskoczyli do wody. Wyścig został jednak przerwany z powodu błędu popełnionego przez startera. W związku z tym pływacy musieli opuścić basen i ponownie przygotować się do startu Ten odłożono o około godzinę. Na szczęście nie zaburzyło to koncentracji 23-letniego Kacpra Stokowskiego. Ten od początku rywalizacji na krótkim basenie w Melbourne czuł się bardzo dobrze i potwierdził to w powtórce finału.
Świetny start i zasłużony medal
Kacper Stokowski zajął pierwsze miejsce w kwalifikacjach, a w półfinale zmierzono mu drugi czas. Za każdym razem bił rekord Polski na dystansie 50 metrów grzbietem. Od półfinału wynosi on 22.74. Jeszcze przed startem głównej rywalizacji mogliśmy liczyć na to, że Polak włączy się do walki o medal. Główni jego konkurenci to Amerykanin Ryan Murphy i Australijczyk Isaac Cooper.
Od pierwszych metrów Kacper Stokowski ruszył w finale bardzo aktywnie. Pokonywał kolejne metry i wciąż pozostawał w czołówce. Ostatecznie zajął trzecie miejsce i wywalczył brązowy medal mistrzostw świata. Srebro i brąz przegrał dosłownie o włos. W finałowym starcie Kacper Stokowski ponownie popłynął 22.74, dzięki czemu wyrównał rekord Polski z poprzedniego dnia. Najszybszy w finale okazał się Ryan Murphy ze Stanów Zjednoczonych, któremu zmierzono czas 22.64. Na drugim miejscu finiszował Australijczyk Isaac Cooper z czasem 22.73, który wyprzedził Stokowskiego zaledwie o 0,01 sekundy. Medal 23-letniego Kacpra Stokowskiego to pierwszy krążek wywalczony przez biało-czerwonych w Melbourne. Liczymy na to, że nie będzie ostatnim.