Reprezentanci Polski w siatkówce doświadczyli nieoczekiwanych problemów podczas powrotu z turnieju Ligi Narodów w Kanadzie. Kadrowicze z powodu opóźnienia pierwszego lotu z Montrealu do Monachium nie zdążyli na bezpośredni transfer do Warszawy. Efektem tego było utknięcie podopiecznych Nikoli Grbicia w stolicy Bawarii w oczekiwaniu na kolejne możliwe połączenie. Sytuacja przypomina tą, do której doszło przed niespełna trzema laty w Amsterdamie.
Dłuższy pobyt na lotnisku w Monachium
Pierwszy turniej Ligi Narodów siatkarzy odbywał się w Kanadzie. Polacy pod wodzą nowego szkoleniowca Nikoli Grbicia mogli wracać w dobrych humorach. Wygrali 3 z 4 meczów, w tym między innymi z mistrzami olimpijskimi Francuzami. To wszystko pod nieobecność największych gwiazd reprezentacji, które otrzymały więcej czasu na zasłużony odpoczynek. Ostatecznie odmłodzona i odmieniona kadra zajmuje 4. miejsce w Lidze Narodów po pierwszym turnieju i jest na dobrej drodze do tego, aby awansować do ćwierćfinału rozgrywek.
Niestety w drodze powrotnej z dalekiej Kanady naszych zawodników spotkały nieoczekiwane problemy. Samolot z Montrealu do Monachium miał około dwugodzinne opóźnienie. Efektem tego było spóźnienie się naszych reprezentantów na bezpośredni lot do Warszawy. Utknęli w stolicy Bawarii w podobnej sytuacji do tej, jaka miała miejsce niespełna trzy lata temu w Amsterdamie. Wówczas także polscy siatkarze mieli spore problemy z wylotem do Słowenii na dalszą część Mistrzostw Europy.
Kolejny turniej w Sofii
Kolejny turniej Ligi Narodów nasi siatkarze rozpoczną już 22 czerwca w bułgarskiej Sofii. Tam zmierzą się kolejno z drużynami Brazylii, Kanady, Australii i Stanów Zjednoczonych. Dodatkowy podtekst będzie miało starcie z Brazylijczykami, ponieważ w najnowszym rankingu FIVB zostali oni zdetronizowani przez Polaków. Tym samym biało-czerwoni po raz pierwszy w historii przewodzą w rankingu najlepszych męskich reprezentacji siatkarskich na świecie. Trzymamy kciuki, aby na pierwszym miejscu utrzymali się jak najdłużej.