STS KOD PROMOCYJNY

Jedyni tacy w Polsce? Fenomen frekwencji Widzewa, czyli o kibicach w Sercu Łodzi

Autor: Krzysztof Brommer
Strona głównaPiłka nożnaEkstraklasaJedyni tacy w Polsce? Fenomen frekwencji Widzewa, czyli o kibicach w Sercu...

Niemal 300 tysięcy kibiców na trybunach w ostatnim sezonie. Trzecia frekwencja w Ekstraklasie i kilkanaście tysięcy sprzedanych karnetów co sezon. 96-procentowe wypełnienie stadionu przy ul. Piłsudskiego 138. Widzew znów jest w Ekstraklasie, ale jego kibice udowadniają, że zawsze w niej byli. Postanowiliśmy porozmawiać o fenomenie kibiców tego klubu i co ich wyróżnia na tle innych klubów.

Historia na serial i nie tylko

Widzewa zbytnio piłkarskim kibicom przedstawiać nie trzeba. Czterokrotny mistrz Polski, w przeszłości toczący zacięte boje z największymi europejskimi klubami, mający w swoich szeregach prawdziwe legendy, jak Boniek, Smolarek, Żmuda, czy Młynarczyk. XXI wiek już jednak taki dobry dla łódzkiego klubu nie był, a ostatnia dekada była czasem „oczyszczenia”. Najpierw były problemy, niemal upadek, a w 2015 roku nastąpiła reorganizacja klubu i start od IV ligi. Marsz w górę też różami usłany nie był, ale od poprzedniego sezonu Serce Łodzi znów bije w Ekstraklasie.

Za odbudową Widzewa stoi wiele osób, ale najwięcej zrobili kibice, którzy od kilku lat w ponad 17 tysięcy wypełniają nowy stadion. Tak było na meczach niższych lig, tak jest i w Ekstraklasie. Widzew ostatnio w 24 godziny sprzedał ponad 6 tysięcy karnetów, a łącznie znów zbliża się do kompletu karnetów. Nieprzypadkowo Canal+ postanowił wypuścić serial o tym klubie, a łódzki klub sprzedaż wejściówek okrasił hasłem: „Widzew to nie moda”. Bo Widzew to pod pewnymi względami fenomen i postanowiliśmy przyjrzeć się klubowi z czołową frekwencją w Polsce.

Po pierwsze społeczność

Na pierwszy rzut oka, Widzew z jednej strony jest klubem-marką w Ekstraklasie, ale też nie różni się od kilku innych. Ma długą historię, sukcesy, jest klubem regionu, bo konkuruje w swoim województwie jedynie z ŁKS. Jednak nigdzie indziej karnety nie rozchodzą się tak szybko, a niemal komplet widzów ogląda każdy mecz, niezależnie czy drużyna wygrywa, czy też notuje tak fatalną passę, jak wiosną 2023 w Ekstraklasie. Poszukiwania odpowiedzi na pytanie o wyjątkowe cechy fanów tego klubu rozpoczynamy od Michała Rydza, prezesa klubu. – Kilka elementów się na to składa – rozpoczyna. – Przede wszystkim społeczność, wytworzona w województwie, jak i całej Polsce. Są nawet mikro społeczności, czyli grupy znajomych z określonych sektorów. Dla naszych fanów dzień meczowy, to nie tylko przyjazd na mecz. Poza tym więzi zacieśniła trudna historia, odbudowa, która była możliwa dzięki kibicom. Karnet to nie tylko miejsce, ale przynależność do społeczności – wylicza Rydz i przytacza okres wybuchu pandemii. – Fani wykupili karnety na cały sezon mimo marnych szans na zobaczenie choćby kilku spotkań i gdy to się potwierdziło nie żądali zwrotu pieniędzy – dodaje. Marcin Tarociński, kibicem Widzewa jest od dziecka, od lat jest też rzecznikiem prasowym klubu. – W trakcie pandemii fani wiedzieli, że pomagali klubowi finansowo. Bo my z kibicami jesteśmy w stałym kontakcie. Widzew to klub rodzinny. To nie slogan. Oni wiedzieli, że mamy kłopoty. Nie mieliśmy wówczas bogatego właściciela i sponsorów. Nie mogliśmy liczyć na władze miejskie. Te kilka mln to była ogromna pomoc – wspomina rzecznik i CSR. – Wiadomo, że my powiemy, że kibice Widzewa są najlepsi, natomiast w innych klubach kibice są, gdy są sukcesy, a jak jest gorzej, no to już tak dobrze to wygląda. U nas, gdy klub padł, pierwszy trening oglądały 2000 osób. Wcześniej był projekt kibicowski, miała powstać inna drużyna, gdyby klub padł, więc w B klasie były mecze, na które pojawiało się 999 osób, bo to była impreza niemasowa – mówi Przemysław Olszowy, SLO (Supporter Liaison Officer), czyli oficjalny łącznik klubu z kibicami.

Społeczność, która żyje klubem nie tylko w dniu meczu, ale i każdego innego dnia. Klub doskonale zdaje sobie z tego sprawę, dlatego wspólnie z fanami prowadzi wiele akcji.

Widzew to klub silnie powiązany ze swoim środowiskiem, zawsze wyróżniało nas to, że byliśmy aktywni na meczach, ale na co dzień jesteśmy z kibicami. W tym roku raz w tygodniu kibice mogą zwiedzać stadion i klub. Do maja 4 tysiące osób wpadło poza dniem meczowym. Czy to przynosi efekt teraz? Nie, ale za 5-10 lat mają przyjść owoce – mówi Tarociński, który nadzoruje spotkania kibiców z kibicami w różnych miejscach, m.in. w szkołach czy fan klubach. – Akcja nazywa się Widzew on tour, a ja mam na liście 50 placówek oczekujących wizyty. Niektórych umawiam już na 2024 rok – dodaje. – Staramy się działać ze społecznością, cały czas dbamy, aby byli blisko klubu. To może się wydawać, że my tylko „odpalamy” sprzedaż biletów i lawina rusza. Tak nie jest. Inne kluby muszą dbać o frekwencję w inny sposób – potwierdza to prezes Rydz.

Jedyni tacy w Polsce? Fenomen frekwencji Widzewa, czyli o kibicach w Sercu Łodzi

Karnety i ogromna baza kibiców

O Widzewie robi się najgłośniej, gdy rusza sprzedaż karnetów. Większość jest przedłużana, a w trakcie sezonu najbardziej pożądane są kody zwalniające miejsce przez karnetowiczów, którzy nie mogą pojawić się na spotkaniu.

Walczymy ze stereotypem, że na Widzew nie ma biletów. Takie panowało przekonanie. Dlatego system zwalniania biletów był i jest tak ważny. Prowadzimy sporo akcji dla dzieci, sztab pierwszej drużyny zdaje sobie sprawę, jak ważny jest marketing. Staramy się zarażać Widzewem. W mieście mamy do czynienia z rytuałem ojca i syna, w gminach wiejskich, gdzie kibicuje się Widzewowi, wzięcie pod rękę rodziny jest trudniejsze i wielką pracę wykonują nasze fan kluby. Bez tej współpracy też nie byłoby takiej frekwencji. Organizują wyjazdy, produkują gadżety. Na meczu z Koroną były dzieci z województwa świętokrzyskiego. To jest inwestycja, bo dziecko to nie klient. Być może dzięki tej pracy u podstaw za 10 lat też będziemy mieli pełny stadion.

Jakub Dyktyński, dyrektor PR i komunikacji Widzewa

Klub stale współpracuje z kibicami, choć jak wiadomo nigdy nie jest to prosta sprawa. – To jest nasz klub, każdy z kibiców może to powiedzieć. Niezależnie w której lidze jesteśmy. W tych zamierzchłych czasach ktoś stworzył hasło „razem tworzymy siłę”, co dawało skrót RTS. Na pewno kontakt z klubem jest przebogaty. Zawsze był, jest i nie wyobrażamy sobie, że go nie będzie. Tylko tak tworzymy społeczność. Mam wrażenie, że to jest bezpieczna współpraca, bez niejasności. Jeśli klub ma dobry pomysł to jest realizowany i na odwrótprzyznaje Tomasz Figlewicz z Ogólnopolskiego Stowarzyszenie Kibiców „Tylko Widzew”. – Klub musi budować swoją bazę kibiców. Kibice budują jeden z fundamentów finansowych klubów. Autokarami są zwożone dzieci, bo my też kiedyś byliśmy dziećmi, na stadion przyprowadzili nas ojcowie. Tak to wygląda od pokoleń. To się rodzi właśnie w akcjach ukierunkowanych na najmłodszych. Klub powinien wspierać takie inicjatywy i tak się dzieje – dodaje. – Jestem chłopakiem stąd, kibicem Widzewa, jeździłem na wyjazdy. Wiem co oznacza kibicowanie i szanuję naszych fanów, jak wiele pasji i energii wkładają. Szacunek jest podstawą relacji. To w Widzewie jest bardzo silnie odczuwalne. Mamy bardzo dobrą relację rozmawiamy, stawiamy na dialog i bezpieczeństwo. Współpracujemy z młodymi ludźmi, też w regionie, na wielu płaszczyznach. To nie jest tak, że rozmawiamy z wąską grupą kibiców. Nie jedno stowarzyszenie, jest masa fan klubów – zaznacza prezes Widzewa.

Dla klubu z Al. Piłsudskiego baza kibiców jest czymś bardzo ważnym. Zarówno jej systematyczne powiększanie, jak i analizowanie czy badanie. – W bazie danych mamy 100 tys. kibiców, którzy przynajmniej raz byli na naszym nowym stadionie. Nie liczymy w tym fanów gości. A grupa jest większa i jest dla kogo to wszystko robić. Nic tak nie cieszy jak pełne trybuny. Dlatego inwestujemy w młodych – mówi Marcin Tarociński. – Około 63% naszych kibiców to mieszkańcy Łodzi. Resztę stanowią fani z innych miejscowości, nie tylko w województwie łódzkim. To widać po flagach, szalikach czy koszulkach – dodaje Michał Rydz. – Mamy sporo kibiców w przedziale 35-40 lat, którzy mają swoje rodziny i stabilną sytuację. Dzieci i kobiety stanowią po 20% ogółu. Najstarszy karnetowicz ma ponad 100 lat, mieszka naprzeciw stadionu. Jest to szalenie miłe. Kilkumiesięczne dzieci – dodaje Dyktyński, dla którego analiza kibiców jest istotna. – Trzeba oddać pracownikom Widzewa z lat III i IV ligi. Sporo ankiet i badań. Teraz będziemy badać stopień zadowolenia, przedłużeń karnetów, kwestie około meczowe. Bez danych nie da się tworzyć marketingu. Kibice nie jest typowym klientem. Bo mamy do czynienia z emocjonalnym ładunkiem. Na wyczuciu nie można działać. Wydaje mi się, że dość dobrze znamy naszych kibiców. Staramy się wyciągać wnioski i wiemy, że są jeszcze obszary do poprawy – podkreśla dyrektor ds. PR i komunikacji.

Jedyni tacy w Polsce? Fenomen frekwencji Widzewa, czyli o kibicach w Sercu Łodzi

Sportowo-organizacyjne katharsis

Każdy z naszych rozmówców w pewnym momencie nawiązuje do najgorszego momentu klubu w tym wieku, czyli reorganizacji i zaczęcia niemal od nowa, bo zespół musiał grać w niższych ligach i przebył długą, krętą drogę znów do Ekstraklasy. – Czasami się zdarza słyszeć, co sądzą inni kibice i powtarza się to, że fani Widzewa żyją tym klubem 24 godziny na dobę, martwią się o wszystko, przeżywają każdą sprawę. Frekwencja jest trochę niezależna od wyników. Na pożegnaniu stadionu 7000 widzów, bo więcej być nie mogło. Gdy spadaliśmy, to kibice w ponad 1000 osób jeździli na mecze. Dzięki temu po 8 latach klub jest – opowiada Marcin Lefik ze stowarzyszenia „Tylko Widzew”.

Ostatnie osiem lat, było trochę testowania naszej odporności. Nie wszystko szło gładko. Okrzepliśmy w ostatnich latach, zawsze jednak wynik jest ważny – dodaje. – Paradoksalnie nam pomógł upadek, dlatego że był on oczyszczający. W końcówce rządów ówczesnego właściciela Cacka atmosfera wokół klubu nie zachęcała. Mieliśmy wielu uśpionych kibiców. Mamy ok. 60 aktywnych fan klubów w całej Polsce. Jeśli chodzi o upadek, to odbudowa jest zasługą kibiców, którzy mieli realny wpływ na funkcjonowanie. Poczucie identyfikacji z klubem, z zawodnikami, więcej uważali, że ich pomóc pomaga w odbudowę Widzewa. Zaangażowanie było więc na wyższym poziomie. Lech czy Legia tego nie przeżyły, oni bazują na sukcesach sportowych.

Marcin Tarociński, rzecznik prasowy Widzewa

Marcin Tarociński, który obala też mit, że to nowy i komfortowy stadion przyciąga fanów na Widzewa. – Nie ma efektu nowego stadionu, bo frekwencja nie spada. Szósty rok gramy a on jest zawsze pełny, niezależnie od ligi. W III lidze 15,5 tysiąca karnetów. To było nawet dla nas zaskoczenie. W niższych ligach nie gwarantowaliśmy wielkiego poziomu sportowego, awanse przychodziły w bólach, więc kibice przychodziliby być z klubem i przyjaciółmi. Wbrew logice nie wykorzystaliśmy atut nowego sezonu, nie awansowali. Teoretycznie kibice mogliby się rozczarować. Byli źli, ale na chwilę. Na dobre i na złe. Kibice w Anglii i w Niemczech chodzą, bo to jest ich sposób spędzania czasu, spotykają przyjaciół, rozmawiają. Ten rodzaj zachowań. Karnety są przedłużane z zachowaniem dotychczasowego miejsca. Dlaczego? Bo tworzą się mikro społeczności. Nie chcą tego zmieniać – zaznacza rzecznik klubu.

Jedyni tacy w Polsce? Fenomen frekwencji Widzewa, czyli o kibicach w Sercu Łodzi
Źródło danych: Ekstraklasa

Stadion Widzewa za mały!? Kibice chcą to zmienić

Skoro więc społeczność Widzewa jest tak duża, a fani wypełniają obecny stadionie bez problemu, to czy w Sercu Łodzi nie dochodzą do ściany lub też szklanego sufitu? – Zarządzamy polityką cenowo-karnetową. Trudno będzie uniknąć podwyżek, ale jest pewna granica. Komercyjnie klub dochodzi do ściany. Musimy szukać dochodów gdzie indziej. Sprzedaż zawodników to raz. Na boisku też leży dużo pieniędzy. Dlatego w sportowym aspekcie widzimy możliwości zwiększenia przychodów – zwraca uwagę Michał Rydz.

Fani z kolei skupiają się na tym, że już wiele lat temu… spodziewali się takiej sytuacji i stadion Widzewa jest po prostu za mały, wymaga rozbudowania, do którego kibice mają zamiar dążyć. – Jestem orędownikiem tezy, że ryba jest tak duża, jak akwarium, w którym pływa. My dostaliśmy akwarium, które w tej chwili nie zabezpiecza do końca naszych potrzeb. Nawet jeśli rozbudujemy bazę kibiców, to nie mamy jak jej zmieścić na stadionie. Każdy musi mieć okazję zobaczenia drużyny na żywo. Mając świadomość, że możemy nie mieć nic, musieliśmy się zachowywać racjonalnie. Nie mając w ogóle stadionu nie przetrwalibyśmy. W 2017 pojawił się stadion i od tamtej pory sprzedane wszystkie karnety. To niedoszacowane. Na Widzewa i fenomen kibiców patrzą ci z zewnątrz. Dla nas to normalność, że jest nas dużo i jesteśmy tak zaangażowani. Nawet jakby chciał kogoś wdrożyć i zarazić, ale jest to kłopot. Sam posiadam 3 karnety na siebie i synów, często mam jeden wolny, żebym miał szanse kogoś zaprosić – opowiada Tomasz Figlewicz. – Nie zarzucimy swoich pomysłów – jak najwięcej, jak najwierniejszych. Narzędzia nas mocno ograniczają. Jeśli ktoś 15 lat temu oszacował, że potencjał kibiców Widzewa wtedy jest na poziomie 35 tys. widzów, a po tylu latach mamy 18-tysięczny, że jest on dla nas za mały. Będziemy próbowali to zmienić. Dla nas to było oczywiste bez badań niezależnych firm – dodaje.

Jedyni tacy w Polsce? Fenomen frekwencji Widzewa, czyli o kibicach w Sercu Łodzi
Źródło danych: Ekstraklasa

Od BVB i Atletico po Zjednoczonych Stryków

Teraźniejszość jest dużo lepsza nie nie tak dawna przeszłość, ale wiele pytań dotyczących przyszłości frekwencji Widzewa, pozostaje wciąż otwarta. – Nic nie jest dane na zawsze. Lampka nam się świeci. Zawsze o coś graliśmy. Mieliśmy rywali nieekskluzywnych, ale liczyła się atmosfera i może nawet kultura, podobna do stadionów niemieckich czy angielskich. Praca u podstaw, by utrzymać frekwencję. Nie mogę przewidzieć za 2-3 lata, jeśli Widzew nie będzie dalej się rozwijał i będzie walczył o najwyższe trofea – zauważa Jakub Dyktyński. – Nie można mówić, że coś jest stabilne, bo to pierwszy krok do zawalenia tego. To obowiązek, musimy do tego podchodzić poważnie, nie możemy tego zaniedbać. Cały czas pracujemy nad bezpieczeństwem, czasem wchodzenia na trybuny i ticketingiem – w podobny sposób wyraża się prezes Rydz, który osobiście cieszy się z derbów Łodzi w Ekstraklasie, po tym, jak ŁKS też powrócił do piłkarskiej elity. – Taka rywalizacja jest dobra do ligi, dobra dla miasta, napędza biznes, zdrowa rywalizacja nikomu nie zaszkodziła. To korzyść dla wszystkich. Widzieliśmy to w I ligi, zainteresowanie było ogromne – przekonuje Rydz.

Jedyni tacy w Polsce? Fenomen frekwencji Widzewa, czyli o kibicach w Sercu Łodzi

W poprzednim sezonie najważniejszym meczem był klasyk, czyli starcie Widzewa z Legią Warszawa. – Do 2000 roku byliśmy mniej więcej na tym samym poziomie, ale potem wszystko się rozjechało. Nikomu nie życzę przejścia takim czyśćcem jak my. W latach 90. graliśmy w Lidze Mistrzów z Borussią Dortmund czy Atletico Madryt. Jakby mi ktoś wtedy powiedział, że za 15 lat, zagramy o punkty ze Zjednoczonymi Stryków, to bym nie uwierzył. Dostaliśmy nauczkę od życia. Dzięki temu umiemy się cieszyć z mniejszych rzeczy – kończy Marcin Tarociński.

Krzysztof Brommer
Krzysztof Brommer
Sportem zaraziłem się od taty i dziadka, którzy byli zapalonymi kibicami. Ja poszedłem dalej i studia, praktyki oraz pracę związałem z relacjonowaniem wydarzeń. Dziennikarski świat pokazał sport od innej strony, a doświadczenie zebrane w sportowych redakcjach m.in. Faktu, Przeglądu Sportowego, czy Sportu przydaje się w każdej sytuacji. Jestem gotowy, by informować Was o najważniejszych i najciekawszych wydarzeniach z udziałem polskich sportowców i drużyn.

Najnowsze

Powiązane

Polecamy

Najlepsi polscy bokserzy w historii | Ranking polskich pięściarzy

Na przestrzeni dziesiątek lat Polskę reprezentowało wielu znakomitych pięściarzy. Odnosili oni sukcesy zarówno na ringach zawodowych, jak i w boksie amatorskim. Trudno o wskazanie...

Tenisowy kalendarz Huberta Hurkacza 2024. Gdzie zagra Polak?

Hubert Hurkacz to tenisista, który zagościł na stałe w czołówce prestiżowego rankingu ATP. Polak jest obecnie w czołowej "dziesiątce" i zrobi wszystko, by nie...