Zarówno Jastrzębski Węgiel, jak i ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wygrały swoje pierwsze mecze półfinałowe w Lidze Mistrzów. To oznacza, że do awansu do wielkiego finału brakuje im zaledwie dwóch setów. W lepszym położeniu znajdują się Jastrzębianie, którzy mecz rewanżowy rozegrają na własnym parkiecie. Przy okazji tak wielkiego sukcesu warto się zastanowić, co sprawia, że polska siatkówka od trzech lat nie schodzi z klubowego Olimpu?
Historia tworzy się na naszych oczach
O tym, jak wielkiego wyczynu mogą dokonać siatkarze Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle najlepiej świadczą statystyki. Do tej pory tylko trzy zespoły w historii wygrywały te rozgrywki trzy razy z rzędu. Były to CSKA Moskwa, Trentino Volley i Zenit Kazań. Teraz do tego elitarnego grona mogą dołączyć Kędzierzynianie, którzy przecież w trakcie bieżącej kampanii przeżywali spore turbulencje. Jednak po dołączeniu do zespołu Bartosza Bednorza odzyskali właściwy rytm i pokazali, że nigdy nie wolno ich lekceważyć, bez względu na to, w jakim położeniu się znajdują w danym momencie.
Tegoroczny sezon może przejść do historii także dlatego, że w finale Ligi Mistrzów po raz pierwszy mogą zagrać dwie polskie drużyny. Obie wygrały swoje pierwsze mecze w stosunku 3:1. To oznacza, że do upragnionego awansu potrzebują tylko i aż dwóch setów. W przypadku niepowodzenia o wszystkim zdecyduje złoty set. W tym kontekście w lepszej sytuacji znajdują się jastrzębianie, którzy rewanżowe starcie rozegrają na własnym boisku. ZAKSA z kolei jedzie na trudny teren do Włoch i musi spodziewać się piekielnie wymagającego meczu.
Stabilizacja kluczem do sukcesu
Skoro polskie kluby od wielu lat z powodzeniem podbijają siatkarską Europe, to warto się zastanowić, co jest źródłem ich sukcesu? Ani ZAKSA, ani Jastrzębski nie mają w swoich składach najlepszych siatkarzy na świecie. Polscy działacze nie mogą konkurować finansowo z włoskimi czy kiedyś rosyjskimi. Muszą więc znaleźć inny sposób na budowanie swoich zespołów niż masowe kupowanie gwiazd. Tym sposobem jest stabilizacja. W obu zespołach na przestrzeni lat zmieniali się trenerzy, ale nie zmieniał się styl gry. Nikt, nawet w przypadku niepowodzenia nie decydował się na rewolucję. Wybierano raczej drogę ewolucji, czego teraz mamy pozytywne efekty. Przez ten czas udało się im wypracować kulturę gry charakterystyczną dla tych drużyn. Mają one zresztą ze sobą wiele wspólnego. Nietuzinkowi rozgrywający, dobrze wyszkoleni technicznie skrzydłowi i polscy zawodnicy, którzy tworzą szkielet drużyny. Nie byłoby sukcesów ZAKSY bez Kaczmarka i Śliwki ani awansu Jastrzębia bez Popiwczaka i Fornala. To oni są twarzami tych projektów i sprawiają, że kibice mają się z kim identyfikować.
Słowa uznania należą się także wspomnianym działaczom, którzy dbają o to, żeby skład ich zespołów zbytnio się nie zmieniał. Nawet jeśli z jakichś przyczyn ktoś odejdzie, to na jego miejsce wskakuje wartościowe uzupełnienie. Spójrzmy na przykład Kamila Semeniuka. W zeszłym sezonie został MVP Ligi Mistrzów. Był w szczytowej formie. W Kędzierzynie stworzono mu warunki do dalszego rozwoju, a mimo to zdecydował się na wyjazd do Włoch, gdzie pełni rolę rezerwowego i wyraźnie wygląda na niezadowolonego ze swojej sytuacji. Czy ZAKSA straciła na odejściu swojego lidera? Początkowo na pewno tak, ale to tylko dlatego, że nie udało się jej znaleźć odpowiedniego następcy. Gdy do zespołu dołączył Bednorz, to swoją grą rozstrzygnął losy meczu z rywalem naszpikowanym gwiazdami. Na tym polega siła polskich zespołów: nawet jeśli w maszynie zostanie wymieniony jeden trybik, to ona nadal funkcjonuje w taki sam sposób.
Mocne otoczenie napędza do rozwoju
Opisywanych sukcesów nie byłoby również bez otoczenia, w jakim funkcjonują te drużyny. Mowa tu o lidze, która na przestrzeni dwóch dekad zbudowała swoją pozycję. Stała się konkurencyjna wobec ligi włoskiej czy rosyjskiej. To do Polski przyjeżdżają reprezentanci Brazylii, Słowenii czy Francji. To samo tyczy się trenerów, którzy mając ogromny dorobek, decydują się na pracę, nawet z niżej notowanymi drużynami. Wiedzą, że bycie w Polsce daje możliwość rywalizacji z najlepszymi. Skoro ZAKSA i Jastrzębski co tydzień są poddawani próbie na krajowym podwórku, to później łatwiej jest im ruszać na podbój Europy. Wiedzą jak wygrywa się trudne mecze. Dzięki temu wyjazd do Włoch czy Turcji nie wydaje się niczym strasznym, bo to u nas znajduje się centrum światowej siatkówki. Jak pokazują rezultaty osiągane przez polskie zespoły na arenie międzynarodowej, nie ma w tym stwierdzeniu krzty przesady. Co ważniejsze, nie jest to jednorazowy wyskok, a trwała tendencja.
Ligowa potyczka na przetarcie
Zanim jednak polskie zespoły przystąpią do meczów rewanżowych w Lidze Mistrzów, to już 1 kwietnia czeka ich bezpośrednie starcie na ligowych parkietach na zakończenie rundy zasadniczej. Tam lepiej radzą sobie Jastrzębianie, którzy z dorobkiem 67 punktów znajdują się na drugim miejscu w tabeli. ZAKSA ma o sześć oczek mniej i plasuje się na czwartej pozycji. Faworytem tego spotkania są Kędzierzynianie. Głównie z racji świetnej gry w ostatnim meczu oraz przewagi własnego parkietu. Ciekawe jest, jak obaj trenerzy podejdą do tego meczu, mając przed sobą trudne starcia pucharowe. Ranga pojedynku jest na tyle znacząca, że nie ma tu miejsca na kalkulację. Uzyskanie przewagi psychologicznej przed ewentualnym pojedynkiem w finale także może być kuszące. ZAKSA lubi grać z Jastrzębskim, o czym mogliśmy się przekonać, chociażby podczas niedawnego finału Pucharu Polski, gdzie mistrzowie kraju wygrali bez straty seta.
Typy na 30. kolejkę PlusLigi siatkarzy. Hit w Kędzierzynie-Koźlu: ZAKSA vs Jastrzębski Węgiel!
Wszyscy jesteśmy jedną drużyną
Bez względu na ligowe rozstrzygnięcia i sympatie, w przyszłym tygodniu cała polska siatkówka powinna wspierać ZAKSĘ i Jastrzębski. Wszak stoimy przed niespotykaną dotąd szansą, by losy wygrania Ligi Mistrzów rozstrzygnąć w polskim pojedynku. Tak, jak w przeszłości czynili to Włosi i Rosjanie. Wsparcie naszym siatkarzom na pewno się przyda, bo czekają ich dużo trudniejsze wyzwania. Rywale nie mają już nic do stracenia, a przez to będą jeszcze bardziej niebezpieczni. Polskie zespoły nie raz udowodniły jednak, że potrafią radzić sobie z presją i czynić rzeczy wielkie. Rzeczy, które miejmy nadzieję zaprowadzą ich do bratobójczego pojedynku w finale. Turyn już raz był dla naszej siatkówki szczęśliwy, gdyż pięć lat temu reprezentacja polski zdobywała tam mistrzostwo świata. Powtórka z rozgrywki w wymiarze klubowym mile widziana… Finał zaplanowano na 20 maja.
Przygotował: Oskar Struk.