Raków Częstochowa w sobotę, 27 maja będzie świętował mistrzostwo Polski. To największe osiągnięcie w historii klubu. Architektów tego wiekopomnego wydarzenia było wielu, jednak jednym z głównych – Marek Papszun, który 29 maja został trenerem sezonu.
Szkoleniowiec przeszedł długą drogę, którą wieńczy mistrzostwem. Odejdzie z Rakowa wraz z końcem sezonu. Nie mógł wymarzyć sobie lepszego zakończenia pracy w Częstochowie. Jest uwielbiany przez kibiców oraz media. Wśród fanów jest postacią wręcz pomnikową. Dochodził jednak do niej długimi latami. W końcu w kwietniu minęło siedem lat od momentu, gdy objął stery w wówczas niewiele znaczącym w polskiej piłce zespole, z którego stworzył „potwora” zagrażającego najlepszym w kraju.
Początek. Gorzej nie będzie
– Po takim meczu jest mi ciężko powiedzieć cokolwiek. Chcielibyśmy przeprosić kibiców, właściciela, zarząd za nasz występ i podejście do spotkania. Drużyna była gorsza w każdym elemencie piłkarskim – powiedział Przemysław Cecherz, trener Rakowa po upokorzeniu w meczu ligowym z GKS-em Tychy. Porażka 1:8 sprawiła, że Michał Świerczewski, właściciel Rakowa zdecydował się dokonać zmiany na stanowisku pierwszego szkoleniowca. Była połowa kwietnia 2016 roku.
Przy Limanowskiego w przeszłości pojawiali się różni szkoleniowcy. W latach 90. w Rakowie pracował choćby Hubert Kostka, legendarny bramkarz Górnika Zabrze, a później jego trener. Byli też Leszek Ojrzyński, Radosław Mroczkowski czy Jerzy Brzęczek. Trener Papszun był jednak od nich zupełnie inny.
Każdy z wymienionych albo w przeszłości był utytułowanym zawodnikiem lub zebrał doświadczenie na wyższym szczeblu rozgrywkowym. Trener Papszun nie miał za sobą wielkiej kariery jako zawodnik. Stawiał dopiero pierwsze kroki jako trener na szczeblu centralnym i jego okolicach. – Moje nazwisko nie jest szerzej znane w Polsce. Przez lata pracowałem na Mazowszu. Wyrobiłem tam sobie dobrą opinię i to zdecydowało – opisywał siebie trener Papszun podczas pierwszego wywiadu dla telewizji klubowej.
Szkoleniowiec być może nie miał doświadczenia. Posiadał jednak wizję niezwykle podobną do tej, jaką miał właściciel Rakowa. Sam Michał Świerczewski wspominał, że na początku różnice w obu koncepcjach dotyczyły dwóch aspektów. W ten sposób, 18 kwietnia 2016 roku, Marek Papszun został zatrudniony w drugoligowym wówczas klubie.
Awans do I ligi. Feniks z popiołów
– Była to trudna sytuacja. Zespół walczył o awans, a był w totalnym dole. Nie udało się go z niego wydźwignąć. Tyczyło się to głównie wyników. Pod względem gry nie wyglądało to źle. Mimo to nie zrealizowaliśmy celu – tak szkoleniowiec Rakowa podsumowywał ostatnie tygodnie sezonu 2015/2016.
Ten był rozczarowaniem. Raków rozgrywki ligowe zakończył na piątej pozycji, pierwszej, która nie dała awansu do pierwszej ligi. Częstochowianom zabrakło do tego celu pięciu punktów. Raków pod wodzą nowego trenera rozegrał 8 meczów. Wygrał 2 spotkania, zremisował 3 i tyle samo przegrał. Nowy sezon miał być pierwszą oznaką, że Raków może dokonać czegoś wielkiego.
Częstochowianie w cuglach wygrali rywalizację w drugiej lidze. Owszem, mieli tyle samo punktów co Odra Opole, jednak przegrali zaledwie trzy razy na 34 kolejki. Przez ponad rundę Raków był niepokonany. Nie przegrał kolejnych 19 meczów w lidze. To tylko pokazuje, jak dobrze zespół był prowadzony, a także o transferach do klubu. Raków miał do zawodników nosa.
Jednym z nich był… Tomas Petrasek. Czech jest w klubie z Limanowskiego prawie tak długo, jak trener. To jedyny zawodnik, który przeszedł drogę od drugiej ligi do mistrzostwa Polski. Czech chciał w pewnym momencie zakończyć karierę. Raków dał mu szansę, której nie zmarnował. Jest jednak rok 2017. Raków po latach wraca do pierwszej ligi.
Powrót do Ekstraklasy. Czekali ponad 20 lat
Pierwszy sezon po awansie był bardzo udany. Raków, jako beniaminek, zameldował się w środku tabeli. Dokładniej na siódmej lokacie. Porównując częstochowian do innych beniaminków, to zanotował najlepsze wyniki. Wraz z nim do pierwszej ligi awansowały Odra Opole i Puszcza Niepołomice. Zakończyły one rozgrywki na miejscach odpowiednio 11 i 12.
Przełom nastąpił, a jakże – w kolejnym sezonie. Wówczas częstochowianie, nauczeni doświadczeniem w lidze byli nie do przejścia dla rywali nie tylko w lidze, ale i w Pucharze Polski. Raków w rozgrywkach I ligi zanotował ledwie cztery porażki na 34 kolejki. Zajął pierwsze miejsce wyprzedzając drugiego beniaminka, ŁKS Łódź o punkt oraz pechowców – Stal Mielec (6 „oczek” przewagi), która ostatecznie zawitała do ekstraklasy.
W Pucharze Polski doszedł do półfinału. Odprawił z kwitkiem Lecha Poznań i Legię Warszawa. Przegrał jedynie z Lechią Gdańsk. Wówczas o Rakowie zaczęło się robić bardzo głośno, jak i o samym szkoleniowcu klubu.
Marek Papszun znalazł się na ustach wielu ekspertów, którzy przepowiadali mu świetlaną przyszłość. Wówczas pojawiły plotki o chęci wykupu go z Rakowa. Michał Świerczewski postawił jednak warunki finansowe tak wymagające, że szybko odstraszył potencjalnych kontrahentów. Kibice przy Limanowskiego mogli za to świętować. Po 21 latach Raków wrócił do ekstraklasy.
Powrót do Ekstraklasy z potencjałem
Częstochowianie pod wodzą Marka Papszuna, podobnie jak w poprzednich latach, z automatu nie znaleźli się na ligowym szczycie. Pierwszy sezon w ekstraklasie był przejściowy. Raków zakończył rozgrywki w dolnej części tabeli grając w grupie spadkowej (wówczas jeszcze zgodnie z zasadami dzielono ligę po 30 kolejkach).
Wiele rzeczy miało wpływ na tamte wydarzenia. Zespół Marka Papszuna po zwycięskiej kampanii w I lidze dokonał wielu zmian personalnych i transferów. Te jednak nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Szkoleniowiec Rakowa także uczył się ekstraklasy. Już zimą 2020 roku widać było oznaki, że zmiany przyniosą skutek.
Częstochowianie dokonali kilku ciekawych ruchów transferowych, choćby sprowadzili Frana Tudora. Latem też nie próżnowali. Motorem napędowym tamtej drużyny został Marcin Cebula. Pełnoprawnie odkryto też Kamila Piątkowskiego. Stoper sprowadzony z Zagłębia Lubin wreszcie odnalazł idealne miejsce dla siebie i zaczął grać pierwsze skrzypce. Raków w nowym sezonie zaczął zdobywać punkty i piął się w tabeli.
W tamtym momencie wydawało się, że wyniki zespołu są ponad miarę. Częstochowianie, dysponujący zdecydowanie gorszym zapleczem walczyli o mistrzostwo Polski oraz Puchar. W dodatku wszystko działo się w wyjątkowym momencie. W 2021 roku Raków świętował stulecie istnienia
Pierwsze sukcesy. 100-lecie oblane złotem
Zapowiedzi były konkretne. Właściciel Rakowa w swoim planie pięcioletnim wskazywał, że docelowo (plan rozpisano do 2021 roku) klub na stulecie osiągnie największy sukces w historii. Za takowy uznawano przede wszystkim miejsce w ligowej czołówce. Wielu jednak zostało zaskoczonych. W maju częstochowianie triumfowali w finale Pucharu Polski w Lublinie. Kilka tygodni później odbierali po raz pierwszy medale za wicemistrzostwo kraju.
Od początku taki był plan. Raków miał powoli, stopniowo budować markę w Polsce. Zespół był wzmacniany, sztab szkoleniowy rozbudowany. Powoli ruszały także prace nad przebudową stadionu przy Limanowskiego. Trzeba przecież pamiętać, że częstochowianie przez większość wicemistrzowskiego sezonu nadal grali w Bełchatowie (dopiero w kwietniu 2021 roku zagrali w ekstraklasie na swoim obiekcie, choć przy pustych trybunach).
Mimo tylu problemów, szczególnie pod względem infrastruktury, Raków osiągnął sukcesy.
Widział pan także, z jakimi trudności musieliśmy się mierzyć oraz to, jakie rzeczy różne osoby ze środowiska tutaj wyprawiały. Patrząc z tej perspektywy to, co udało nam się w tym sezonie osiągnąć jest wręcz niemierzalne. Trudno jest mi się do tego odnieść. Gigantyczna praca, dobre podejście, odsunięcie tych „przeszkadzaczy” na bok i przyszły efekty
Marek Papszun po pierwszym Pucharze Polski i wicemistrzostwie w 2021 roku
Nie wszystko zgodnie z planem
Czuć w tych wypowiedziach pewien żal i rozgoryczenie u szkoleniowca Rakowa. Nie można się temu dziwić. Klub osiągał, jak na swoje skromne warunki, ogromne sukcesy. Sam trener dawał twarz projektowi. Gdy mówiono o jego drużynie to zazwyczaj wskazywano na Od strony sportowej, zależnej od klubu, wywiązywał się ze swojej pracy wzorcowo.
Gorzej było z miastem, które od dawna rzuca Rakowowi kłody pod nogi. Nie od dziś wiadomo, że częstochowski magistrat raczej stroni od sportu, a gdy już wybiera konkretną dyscyplinę, to na decyzję większy wpływa, a jakże, ma polityka, a nie lokalny patriotyzm.
W tamtym momencie było to podwójnie gorzkie – częstochowianie mieli zaraz zacząć grę w Europie, jednak poza swoim domem. W 2023 roku magistrat częstochowski będzie miał dopiero problem. Raków zdobył mistrzostwo Polski, nie wiadomo co wydarzy się z żużlowym Włókniarzem, a na dodatek do PlusLigi awansował Norwid, który kontynuuje siatkarskie tradycje miasta. Nie rozwódźmy się jednak nazbyt nad innymi zespołami. Wróćmy do Rakowa i trenera Papszuna, który do swojej trenerskiej beczki miodu musi włożyć łyżkę dziegciu.
Rysa na pomniku. Nieudane przygody w Europie
– Faza grupowa to nasz cel. Po to w nich zresztą startujemy. To nie jest jednak takie proste. Wiele będzie zależało od losowania, a także od tego, jaki skład skompletujemy oraz w jakiej dyspozycji będą zawodnicy. Mogą zdarzyć się kontuzje. Podchodzę jednak do tego wszystkiego optymistycznie. Teraz zamykane ten sezon, ale już myślimy o kolejnym. Planujemy i kompletujemy kadrę na kolejną sezon – powiedział Marek Papszun przed ubiegłoroczną kampanią w europejskich pucharach.
To element, który będzie zawsze wypominany szkoleniowcowi Rakowa w kontekście odejścia z klubu. Faza grupowa europejskich pucharów była i nadal jest jednym z marzeń właściciela klubu. Może ona zmienić sytuację Rakowa, który ma pewne problemy z finansami. Można je łatwo rozwiązać pieniędzmi Michała Świerczewskiego, jednak ten chce, by klub zaczął być samowystarczalny oraz przynosił zyski. Stąd faza grupowa jest jednym z celów. Jak na razie nieosiągalnych.
Częstochowianie przystępowali do rywalizacji dwukrotnie. Zwiedzili w tym czasie tak Kazachstan, jak i Belgię. Pierwsza odsłona walki o Ligę Konferencji zakończyła się bolesną, ale i spodziewaną porażką. Raków w tamtym czasie był zespołem jeszcze niewystarczająco dojrzałym, by grać w fazie grupowej. Brakowało mu tak głębi składu, jak i jakości w grze. Sam trener zresztą po podkreślał.
– Wszystko musi mieć swoją kolej. Gdybyśmy awansowali do fazy grupowej Ligi Konferencji, to czekała, by nas ciekawa przygoda, ale z drugiej strony moglibyśmy mieć problemy w lidze. Nie dysponowaliśmy kadrą, która pozwoliłaby grać na trzech frontach – mówił szkoleniowiec po pierwszej, nieudanej próbie awansu do fazy grupowej.
Praga zamarła… Tylko na chwilę
Podejście drugie zwiastowało zupełnie inne zakończenie. Częstochowianie zlali Astanę, która wydawała się faworytem dwumeczu. Podobnie było ze Spartakiem Trnava, jednak w tej rywalizacji to Raków był faworytem. Częstochowianie do walki o fazę grupową stanęli naprzeciw Slavii Praga.
Ówczesny wicemistrz Polski nie był faworytem rywalizacji, tak w domowym spotkaniu zgromadzili kapitał, który pozwalał im myśleć o awansie. Gdyby jednak gospodarze wykorzystali okazję w samej końcówce meczu to losy rywalizacji mogły potoczyć się inaczej. Decydujące spotkanie rozegrano w Pradze.
Raków bardzo długo się bronił. Na swoje nieszczęście nie zdołał tego zrobić. W samej końcówce dogrywki częstochowianie nie dali rady i musieli przełknąć gorzką pigułkę. Podobnie sam trener, który swoimi decyzjami personalnymi nie pomógł drużynie. Ta także nie podołała wyzwaniu. Wydawało się, że do trzech razy sztuka, a Marek Papszun podejmie rękawice po raz trzeci. Tak się jednak nie stało.
Projekt i mistrzostwo zamiast stolicy
Być może trenera nie byłoby w Rakowie jeszcze przed spotkaniami w Pradze. W końcu Legia Warszawa zgłaszała się do niego z ofertą kontraktu. Negocjacje były zaawansowane, jednak drużyna ze stolicy ostatecznie zmieniła propozycję. Szkoleniowiec Rakowa jej nie przyjął i ostatecznie został w klubie prowadząc go do największego sukcesu w historii.
Częstochowianie rzucili wszystko na jedną kartę. Zespół i trener dostali w zasadzie wszystko to, co mogli tylko otrzymać, by sięgnąć po tytuł. Raków grał świetnie. Rósł z meczu na mecz. Ekipa z Częstochowy zbudowała sobie solidną przewagę i w pełni zasłużenie zdobyła tytuł. Tytuł przypieczętowała… Legia przegrywając w Szczecinie.
Mistrzostwo poprzedziły porażka w Pucharze Polski oraz konferencja prasowa, na której poinformowano, że po sezonie z Rakowem żegna się trener Papszun. Kilka dni po siódmej rocznicy rozpoczęcia pracy przy Limanowskiego szkoleniowiec poinformował o zakończeniu pracy i jego „części” budowania projektu przy Limanowskiego. Pożegnał się jednak z przytupem i zapisał się złotymi zgłoskami w annałach klubowej historii.
Teraz miejsce trenera Papszuna zajmie Dawid Szwarga, jego dotychczasowy asystent. Raków czekają zmiany. Nie wiadomo na razie jak głębokie. Niepewne jest też to, co stanie się z klubem pod wodzą nowego szkoleniowca. Tak samo nie ma pewności do do przyszłości Marka Papszuna. Pewne jest tylko jedno – ostatnie siedem lat to istny rollercoaster z pięknym zakończeniem.