Nie jest łatwo podnieść puchar za zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Ten może należeć tylko do najsilniejszych piłkarskich klubów, a tak się niestety składa, że w gronie tym nie ma zespołów z Polski. Piłkarze znad Wisły na całe szczęście występują także w drużynach zagranicznych, a niektórym z nich udało się nawet podnieść puchar w Champions League. W historii było pięciu takich Polaków.
Liga Mistrzów a Puchar Europy
Na początek trzeba jednak doprecyzować pewną kwestię. Liga Mistrzów istnieje bowiem od 1992 roku, kiedy UEFA wprowadziła swoją reformę i odrestaurowała te rozgrywki. Wcześniej natomiast w nieco innym formacie odbywały się spotkania w ramach Pucharu Europy Mistrzów Krajowych, zwanego krócej Pucharem Europy lub Pucharem Mistrzów. Po wcześniejszą wersję dzisiejszej Ligi Mistrzów sięgnęło dwóch Polaków. W tej nowszej zwyciężało trzech.
Ilu Polaków wygrało Ligę Mistrzów?
Zbigniew BONIEK – Juventus, 29.05.1985
Pierwszym Polakiem, który sięgnął po to prestiżowe trofeum był właśnie “Zibi”. Oczywiście wtedy istniał jeszcze stary format rozgrywek, w związku z czym nie odbywała się faza grupowa. Juventus z Bońkiem w składzie musiał więc przebrnąć przez cztery dwumecze zanim dotarł do finału. Najpierw pokonał gładko fiński Ilves i szwajcarski Grasshopper. Dopiero w ćwierćfinale Włochom postawiła się Sparta Praga, ale finalnie i tak uległa.
W półfinale “Starej Damie” przyszło grać z Bordeaux i wówczas w końcu “odpalił” Boniek, który w pierwszym meczu strzelił gola i zanotował asystę. Polak “liczb” w tamtej edycji prawie nie notował, ale w finale, przeciwko Liverpoolowi, po faulu na nim został podyktowany rzut karny. Skutecznie wyegzekwował go Michel Platini, choć w dzisiejszych czasach “jedenastkę” pewnie by anulowano. Boniek był bowiem faulowany poza polem karnym.
Tamten dzień w historii zapisał się jednak z innej przyczyny. Przed meczem doszło bowiem do bójki między chuliganami angielskimi oraz włoskimi na przestarzałym już wówczas stadionie. Brytyjczycy wydostali się ze swojego sektora i uzbrojeni, w co się tylko dało – między innymi w kastety czy szklane butelki – ruszyli na przeciwników z Italii. Wśród Włochów zapanowała panika, ludzie zaczęli uciekać, gdzie się tylko dało, wpadali na siebie oraz przygniatali się nawzajem. Dodatkowo zawalił się wtedy kilkumetrowy kawałek betonowej ściany, przygniatając tym samym część osób. Zginęło 39 kibiców, a wydarzenia te noszą nazwę tragedii na Heysel. Mimo tego UEFA i tak kazała rozegrać mecz…
Józef MŁYNARCZYK – Porto, 27.05.1987
Dwa lata po Bońku kolejny biało-czerwony wzniósł w górę słynne trofeum. “Mieliśmy dostać dwójkę albo trójkę i cieszyć się, że zagraliśmy z wielkim Bayernem. Za postawionego na nas dolara bukmacherzy płacili 19. No to desperaci nieźle się obłowili” – śmiał się po latach w rozmowie z “Przeglądem Sportowym” bramkarz portugalskiej ekipy. Bo to właśnie gigant z Bawarii był wtedy faworytem, tym bardziej że finał grany był w bliskim zarówno geograficznie, jak i kulturowo monachijczykom Wiedniu.
Porto w decydującym spotkaniu było mocno osłabione. Tym bardziej więc inteligentny trener Artur Jorge spoglądał w stronę Młynarczyka, który miał już na karku 34 lata. Doświadczenie Polak zyskał w poprzednich klubach- był medalistą mistrzostw świata i dotarł do półfinału Pucharu Mistrzów z Widzewem Łódź.
Mam trochę pracy, ale bez przesady, nie jest tak źle, chłopaki wykonują kawał dobrej roboty w obronie, asekurują, jeden za drugiego na tyłku jeździ. Próbują rzucać piłki do przodu, ale to nie jest prosta sprawa. Niemcy jak to Niemcy, w defensywie solidni aż do bólu, wszystko kasują zawczasu
Józef Młynarczyk
Do przerwy prowadzili faworyci po golu, przy którym Polak z racji stadionowego zgiełku źle skomunikował się z obroną. W drugiej połowie Porto jednak zagrało odważniej, wobec czego mimowolnie Młynarczyk w bramce podejmował większe ryzyko. Opłaciło się. Portugalczycy odrobili straty, wyszli na prowadzenie i wygrali 2:1. Jako ciekawostkę można dodać, że ówczesny trener Bayernu, Udo Lattek, urodził się w 1935 roku w Prusach Wschodnich, dzisiaj leżących w administracyjnych granicach Polski. Miejscem jego narodzin była wieś Bosemb, dzisiaj Boże w województwie warmińsko-mazurskim.
Jerzy DUDEK – Liverpool, 25.05.2005
Na kolejne zwycięstwo Polaka trzeba było trochę poczekać, bo aż do ery Ligi Mistrzów. Ale za to jaki to był tytuł! Można chyba rzec, że Jerzy Dudek najmocniej wbił się w pamięć Polaków, jeśli chodzi o zwycięstwo w Champions League. Finał w Stambule do dziś jest wspominany z wielu względów, między innymi jako przykład tego, że nigdy nie można się poddawać.
Milan bowiem do przerwy prowadził z “The Reds” 3:0. Zresztą już w 1. minucie legendarny Paolo Maldini pokonał Dudka. W szatni między jedną a drugą połową doszło jednak do przełomu. Powstał nawet krótkometrażowy film na temat tego, jak zadziałał trener Rafael Benitez. Bo dokładnie w 60. minucie było już 3:3! Mecz nie przynosił rozstrzygnięcia, dogrywka również, więc doszło do serii rzutów karnych.
A tam pierwszoplanową rolę odegrał polski bramkarz. Jego słynny “Dudek Dance” na linii bramkowej był jeszcze długo komentowany. Wówczas urodzony w Rybniku golkiper “tańcząc” rozpraszał przeciwników. Z pięciu bitych przez Milan “jedenastek” do siatki wpadły zaledwie dwie. Decydujący karny Andrija Szewczenki został obroniony przez Dudka, który następnie utonął w objęciach kolegów.
Tomasz KUSZCZAK – Manchester United, 21.05.2008
Przez 6 lat spędzone w Manchesterze Kuszczak zagrał w 61 meczach, co jak na rezerwowego bramkarza i tak jest dobrym wynikiem. Większość z tego czasu spędził na ławce, czasem nawet poza kadrą meczową, ale w Lidze Mistrzów w edycji 2007/08 zagrał aż pięć razy. Były to spotkania w fazie grupowej. Co ciekawe, Kuszczak dwa razy wchodził z ławki za kontuzjowanego Edwina van der Sara. Dwa razy zachował też czyste konto.
W finale rzecz jasna był tylko rezerwowym, ale nie można mu odmówić tego, że był częścią drużyny “Czerwonych Diabłów”. United pokonali po karnych Chelsea, więc czwarty Polak i trzeci bramkarz mógł cieszyć się z sukcesu w Champions League.
Robert LEWANDOWSKI – Bayern Monachium, 23.08.2020
Najświeższy i chyba najbardziej efektowny triumf w Lidze Mistrzów. Lewandowski miał ogromny udział w tym sukcesie, bo przecież był królem strzelców tamtej edycji. Napastnik zdobył wówczas 15 goli.
Finał natomiast nie odbył się w maju, lecz nietypowo w sierpniu. Było to spowodowane wybuchem pandemii koronawirusa, który nastąpił w marcu. Rozgrywki zostały wstrzymane, wszystko musiało zostać odwleczone w czasie. Dlatego w tamtym roku Liga Mistrzów kończyła swoje rozgrywki “zakwaterowana” w Portugalii, grając bez spotkań rewanżowych na neutralnym terenie. Bayern od początku był najmocniejszym kandydatem do zwycięstwa, co udowodnił w ćwierćfinale, miażdżąc Barceloną 8:2. Potem pokonał 3:0 Olympique Lyon i trafił na PSG w finale.
Tam Lewandowski nic specjalnego akurat nie pokazał, bo obie drużyny były bardzo mocno skoncentrowane. Defensorzy paryżan pilnowali Polaka jak oczka w głowie, więc jedyne trafienie tamtego wieczora zostało zdobyte przez Kingsleya Comana. Co ciekawe, Francuz do siatki trafił głową, a to dla niego wyjątkowo niepodobne. Koniec końców “Lewy” został piątym Polakiem w historii, który zwyciężył w LM. Kto wie, czy w tym roku nie zrobi tego po raz kolejny…
Czytaj także:
- Jak obstawiać mecze? Wszystko o typowaniu w zakładach bukmacherskich
- Sprawdź typy na mecze Ligi Mistrzów!
Polacy, którzy zagrali w finale Ligi Mistrzów
Zawodnicy znad Wisły rzadko docierali do decydującego spotkania Ligi Mistrzów czy też Pucharu Europy. Jako pozytyw można nadmienić, że jeśli już udawało im się to robić, to raczej… wygrywali. Zbigniew Boniek akurat w tej kwestii ma mieszane uczucia, bo przed zwycięstwem z 1985 roku był jeszcze finał z 1983 roku. Wówczas jednak jego Juventus uległ niemieckiemu HSV, a dryblingi “Zibiego” zdały się na nic.
Przegrany finał dwukrotnie z wysokości murawy oglądał też… Kuszczak. Wiadomo, że w potężnym wówczas Manchesterze United Polak był tylko rezerwowym, ale w 2009 i 2011 roku był w kadrze na przegrane mecze z Barceloną. Najbardziej pamiętny z polskiego punktu widzenia był jednak finał z 2013 roku. Wspominają go do teraz również Niemcy, bo na angielskiej ziemi, na Wembley, zmierzyły się ze sobą Bayern Monachium i Borussia Dortmund. Trójka Polaków występowała wówczas w BVB: Łukasz Piszczek, Jakub Błaszczykowski i Robert Lewandowski. “Lewy”, który w półfinale wbił Realowi Madryt aż cztery gole, nie podołali jednak Bayernowi Monachium.
Jako ciekawostkę można natomiast wymienić przykład człowieka, od którego nazwiska wzięła się nazwa nagrody dla najlepszego młodego piłkarza wręczana przy okazji gali Złotej Piłki magazynu “France Football”. Raymond Kopa był francuskim piłkarzem, pierwszym tej nacji zwycięzcą Pucharu Europy. Dokonał tego z Realem Madryt w 1957, 1958 i 1959 roku. Dlaczego jest on istotny? Ano dlatego, że jego pełne nazwisko brzmiało Kopaszewski. Kopa był bowiem syna Polaka i Francuzki polskiego pochodzenia (tj. urodzonej już we Francji). Znał język polski i w szatni Realu zdarzało się, że używając mowy swoich przodków tłumaczył kolegom ze Wschodu Europy, np. z Węgier czy ZSRR, polecenia hiszpańskiego szkoleniowca.