Analityk, asystent trenera, szef banku informacji, czy… piłkarski szpieg – takie funkcje pełnił i pełni w PZPN Hubert Małowiejski. Jego praca lubi ciszę i skupienie. Paradoksalnie porażka nie oznacza gorzej wykonanej pracy, a zwycięstwo perfekcyjnej analizy.
Artykuł jest trzecim tekstem z cyklu „Za kulisami reprezentacji”, w którym przedstawiamy osoby pracujące w PZPN i będące przy reprezentacji Polski. Każda z nich zajmuje się innym obszarem, ale łączy ich piłka i reprezentacja Polski. O pracy opowiada Hubert Małowiejski, analityk w sztabie selekcjonera Fernando Santosa.
Jakub Kwiatkowski – funkcji tyle, co lat stażu | Za kulisami reprezentacji (1)
Michał Bartnicki – Admin lubi się pokąsać z kibicami | Za kulisami reprezentacji (2)
Nie lubi – jak to się mówi – pchać się na afisz. I nic dziwnego, bo też praca, którą się wykonuje lubi ciszę, koncentrację i brak rozgłosu. Małowiejski ma za sobą pracę choćby w Lechu Poznań, ale grubo od ponad dekady pomaga selekcjonerom rozpracowywać kolejnych przeciwników biało-czerwonych. – Moja praca od samego początku, czyli od 2009 roku związana jest ze sztabem pierwszej reprezentacji. Wspomagam go w szeroko rozumianej analizie gry przeciwników. Oczywiście zawsze robię to nie sam, ale z grupą ludzi i robię to dla selekcjonera, sztabu i zawodników. Obowiązki trochę się zmieniały w zależności od profilu danego selekcjonera. Sposób działania za każdym razem się różni, ale globalnie odpowiadam za analizę gry przeciwników i dostarczam informacji. Czasem też działam przy skautingu i obserwacji polskich zawodników – wyjaśnia nam Małowiejski.
Reality show na boisku
Zaczynał u Franciszka Smudy w 2010 roku, a obecnie „dociera” się z Fernando Santosem i jego portugalskimi asystentami. Swoje już przeżył. Były wzloty i upadki. Zmieniała się reprezentacja, zmieniała się i sama praca. W dobie dostępu do najnowszych technologii i nieprzebranych gigabajtów danych, wciąż naoczna obserwacja piłkarzy podczas meczu jest w cenie. – Na najwyższym poziomie nikt nie odchodzi od obserwacji bezpośredniej. Technologia umożliwia nam obserwację każdego meczu, z różnych kamer, odpowiednie systemy wyposażają nas w szeroki wachlarz danych, ale obserwacja naoczna to clou pracy naszej i trenera. Baza to dane, ale reality show dzieje się na boisku. Tam widzimy zawodnika i czynniki, których można nie dostrzec w telewizji czy na monitorze. Możemy zaobserwować, jak się zachowuje bez piłki, jak się komunikuje z zespołem, jak reaguje. Obraz telewizyjny często zniekształca – wyjaśnia nam różnice analityk sztabu. – Najważniejsze jest pozyskiwanie informacji, dziś jest to o wiele łatwiejsze niż kilkanaście lat temu. Moja praca 15 lat temu, a teraz to zupełnie co innego. Nie ma problemu z dostępem, kiedyś problemem było zdobycie materiału z meczów, bo np. nie było transmisji. Na początku tego wieku już sam dostęp do meczu stanowił przewagę. Teraz kluczowe jest przetworzenie informacji, przekopanie się przez olbrzymią ilość danych – zauważa Małowiejski. Czy analityka i trenera nie dzieli w sumie tak wiele? – Mój profil jest trochę inny od standardowego ujęcia analityka. To nie człowiek od technologii, lecz od drugiej strony. Mam licencję UEFA, nie widziałem się w zawodzie typowego trenera. Wykorzystuję to, co najbardziej potrafię. Nie pchałem się nigdy jako trener, może jak byłem młodym chłopakiem, ale potrafiłem realnie ocenić swoje walory i słabości. Skauting i analiza to jest mój konik. Analiza gry. Zawsze współpracuje z kimś mocnym od strony technologicznej i nowinki czy narzędzia mamy. Trener od taktyki tak mógłbym siebie nazwać – podkreśla.
Trzy minuty wystarczą
Jak powinien wyglądać dobrze przygotowany materiał o przeciwnikach? – Robimy coś, czego potem nie widać, bo materiału jako produktu finalnego ma być jak najmniej, ale ma tam być wszystko, czego potrzeba. Perfekcyjny materiał to taki z którego nie można już nic wyrzucić. To są godziny, nie tylko moje, na początku przy trenerze Smudzie byłem sam, ale teraz jest nas więcej. Również w klubach Ekstraklasy wygląda to podobnie. Wiele godzin pracy po to, żeby powstał materiał trzyminutowy – mówi szef banku informacji. Przeciwnicy są jednak różni. Nie tak dawno Polska grała z Argentyną czy Francją, a w el. Euro 2024 ma do czynienia z Albanią, Mołdawią, czy Wyspami Owczymi. – Nasi gracze raczej nie znają piłkarzy tych przeciwników, więc najpierw my musimy ich dobrze poznać, żeby potem oddać rzeczywistość. Każdy trener inaczej podchodzi do tego ile pokazać i w jakich proporcjach. U trenera Santosa wygląda to tak, że jestem wykorzystywany mocno do analizy, ale na samym meczu Polaków już nie jestem i dostarczam kolegom ze sztabu. Muszę to inaczej dopracować. Mecze towarzyskie? Zależy od trenera. Adam Nawałka bardzo poważnie podchodził, może nie w 100% jak o punkty, ale nie było sygnału, żeby coś pomijać.
Różni trenerzy, różne podejście
Smuda, Fornalik, Nawałka, Brzęczek, Sousa, Michniewicz i Santos. Z tymi selekcjonerami współpracował nasz bohater. – Nie traktuję tego jako trudności, ale rozwinięcie umiejętności adaptacji, dostosowania się. Z trenerem Smudą znaliśmy w miarę dobrze. Z resztą musiałem dostosować. Im szybciej, tym łatwiej wszystkim, w tym mnie – opowiada Małowiejski, który od większości byłych selekcjonerów otrzymywał propozycję dalszej współpracy, już w klubie. – Praca w klubie jest inna niż w reprezentacji. To najwyższa nobilitacja jaka może być. Musi być satysfakcja, a ona jest, bo dobrze mi się pracuje w federacji. Jestem tutaj na stałe. Wciąż sprawia radość. Propozycje siłą rzeczy zawsze był i są, bo to normalne. Dla mnie jest to największe potwierdzenie tego, że współpraca była dobra. W tym momencie jednak jestem zadowolony z reprezentacji, nigdy nie było tak blisko, żebym odszedł z kadry. Prezesom PZPN też wiele zawdzięczam. Gdyby były jakieś problemy czy negatywna ocena, to by mnie tu nie było – zauważa.
Pięć na pięć z Argentyną
Huberta Małowiejskiego musimy zapytać o Argentynę, z którą Polska grała. Czy analizując Leo Messiego i spółkę wiedział, ze to przyszli zwycięzcy mundialu? – W Katarze zetknęliśmy się i z mistrzem i wicemistrzem świata. Powiem szczerze, że satysfakcję sprawia samo starcie z najlepszymi z najlepszych. Niemcy, Portugalia, to też były mecze. To fantastyczna sprawa, to potwierdza nobilitację. To największa nagroda. Montujesz materiał o najlepszych na świecie. Powiem szczerze – bezpośrednie spojrzenie na drużynę po meczu z nami sprawiło, że dla mnie stali się faworytem numer 1 do złota. W bezpośrednim funkcjonowaniu z ławki było widać ogromną moc w wielu aspektach – wspomina. – Takiego myślenia, że nie mamy szans po prostu nie może być. Wielu trenerów wyznawało podejście, że w piłce o niespodziankę naprawę łatwiej niż w innych sportach np. w koszykówce czy piłce ręcznej. W futbolu, w danym dniu wiele może się wydarzyć, bo wiele czynników decyduje. Wiara czyni cuda – to wyświechtane powiedzenie. Są jednak takie momenty, że jak z Argentyną, niewiele mieliśmy do powiedzenia. Trudno byłoby cokolwiek więcej zrobić, nawet patrząc teraz wstecz. Na pięć meczów z nimi przegralibyśmy pięć. A co do Leo Messiego, to można wymyślać różne rzeczy, a on potem i tak strzela gole. Można go starać się ograniczać, żeby nie robił tego, co najbardziej lubi. Ale to piłkarz najwyższej półki. Myślę, że Real Madryt też swego czasu analizował grę Roberta Lewandowskiego, a on im strzelił cztery gole grając w Borussii. Tacy zawodnicy wymykają się regułom.
Do Euro 2012 przygotowani perfekcyjnie
Na koniec pytamy o porażki i najtrudniejsze chwile. – To piłka nożna a w nią są wpisane momenty piękne i trudniejsze. Człowiek, który chce działać mądrze nigdy nie przegrywa. Albo wygrywasz, albo się uczysz. Porażka jest najlepszym moment do nauki i wyciągania wniosków. To są trudne momenty, Euro 2012, przegrane el. MŚ 2014. Gdy nie ma wyniku to wiadomo jak jest. Trzeba zacisnąć zęby i pójść do przodu. Czasami jest tak, że naprawdę analizując porażki często było tak, że jak rozbierałem na czynniki pierwsze, to wydawało się, że nic lepiej nie dało się zrobić więcej, niż przy meczach, które się wygrało. Tak było np. z Argentyną. Przy zwycięstwach nasza praca nie jest doceniana, ale jak się z kimś przegra, to porażka rozchodzi się po wszystkich. Wracając do Euro 2012 przeciwnicy byli rozpracowani jak nigdy. Poważnie. Mieliśmy duże możliwości i Grecy, Czesi i Rosjanie byli doskonale prześwietleni. Ale wyniki i odbiór turnieju wiadomo, jaki był – wspomina Hubert Małowiejski.
ZOBACZ TAKŻE: Strzelcy Reprezentacji Polski