STS KOD PROMOCYJNY

Klaudia Wolny: Kobieta musi udowodnić więcej

Autor: Joanna Sobczykiewicz
Strona głównaWokół sportuKlaudia Wolny: Kobieta musi udowodnić więcej

Klaudia Wolny aktualnie zajmuje stanowisko kierownika do spraw kontaktów biznesowych w pierwszoligowym Ruchu Chorzów. Na początku jednak zaczynała od praktyk pod okiem Donaty Chruściel, by z czasem, dzięki swojej ciężkiej pracy, otrzymać umowę na stałe i awansować na kolejne szczeble kariery. Jak zawodnicy reagują na fakt, że kobieta pełni tak ważną funkcję w klubie piłkarskim? Czy miała z tego powodu jakieś nieprzyjemności? Postanowiliśmy ją zapytać, z jakimi wyzwaniami miała do czynienia w trakcie pracy w szeregach „Niebieskich”.

Kibice Ruchu Chorzów doskonale Cię znają, jednak na początek, czy mogłabyś przybliżyć szerszemu gronu czytelników, czym aktualnie zajmujesz się w klubie?

Klaudia Wolny: Aktualnie działam na stanowisku kierownika do spraw kontaktów biznesowych, w związku z czym w pierwszej kolejności zajmuję się pozyskiwaniem nowych sponsorów i partnerów biznesowych. Do moich obowiązków należy także koordynowanie późniejszej realizacji podpisanych przez klub umów. Mówimy tutaj nie tylko o brandingu na stadionie, ale także działaniach w mediach społecznościowych, ekspozycji w dni meczowe czy innych aktywnościach. Wspieram oczywiście organizację dnia meczowego i dodatkowych eventów. Nie jest tajemnicą, że w Ruchu Chorzów poszczególne działy nie należą do zbyt licznych pod względem zatrudnionych osób, więc często działamy na zasadzie wzajemnego wsparcia. Jeśli na przykład w danym momencie organizujemy urodziny klubu, to jedna osoba odpowiada za koordynację działań, ale angażują się wszyscy, zaczynając od zarządu, rzecznika prasowego, a na grafiku kończąc. 

W klubie sportowym często jest tak, że praca, którą wykonujecie w trakcie tygodnia, mocno różni się od tej z tak zwanego “dnia meczowego”. Jak to wygląda w Twoim przypadku? 

Dzień meczowy jest wisienką na torcie. W ciągu tygodnia praca jest zdecydowanie spokojniejsza i nieco bardziej przewidywalna, możliwa do zaplanowania. Często dzień mija na przygotowywaniu ofert i raportów, spisywaniu umów czy aneksów do nich, kontaktach z firmami w poszukiwaniu nowych partnerów, umawianiu spotkań, w trakcie których staramy się zachęcić firmy do współpracy z nami. Sprawdzam też, na jakich etapach jest realizacja poszczególnych umów. Dzień meczowy to kwintesencja całego tygodnia i pracy, którą wykonaliśmy, bo większość rzeczy, które realizujemy, wykonujemy właśnie na jego potrzeby, aby kibice i sponsorzy odczuli jak największy komfort, gdy przychodzą na stadion, a także, aby drużyna mogła skupić się tylko na grze w jak najlepszych warunkach. Dzień meczowy zaczynamy dosyć wcześnie. Zawsze po przyjeździe na stadion lubię sama sprawdzić, jak wygląda branding, czy wszystkie świadczenia, jakie realizujemy, są odpowiednio przygotowane i wyeksponowane. Później zaczynamy odprawę z “Blue Supportem”. To rodzaj naszego wolontariatu, w ramach którego niesamowici i pełni energii ludzie przychodzą w dzień meczowy, pomagają nam i wspierają Ruch. W międzyczasie staram się doglądać kwestii związanych z cateringiem. Na stadionie przy Cichej mieliśmy strefę VIP, tak zwane skyboxy, a także dedykowane miejsce dla klubowych Legend. Od razu uprzedzę, bo wiem, że większość kojarzy, jak wygląda nasz stadion i porównując do innych, chorzowska strefa VIP nie wygląda tak, jak na nowoczesnych obiektach, ale zawsze wychodziliśmy z założenia, że nie siedzimy z założonymi rękami i czekamy na gwiazdkę z nieba, tylko staramy się wszystko dostosować do naszych potrzeb. Na stadionie Piasta, gdzie aktualnie rozgrywamy mecze domowe, strefa VIP jest w przebudowie, jednak wiem, że do meczu z ŁKS-em (19 marca) powinna już ruszyć. Gdy otwierają się bramy, czyli dwie godziny przed meczem, staram się zawsze przejść po trybunach, porozmawiać z ludźmi, zapytać, co im odpowiada, a co nie, co możemy zmienić. W końcu finalnie większość rzeczy, które robimy, powstają z myślą o kibicach, aby chętniej przychodzili na stadion i przynosiło im to radość i satysfakcję. 

Pracując w Ruchu Chorzów nie jesteś w stanie uniknąć współpracy z zawodnikami. Zapewne często kontaktujesz się z nimi w ramach realizacji świadczeń dla któregoś ze sponsorów bądź przy organizacji jakiegoś eventu. Jak piłkarze reagują na to, że kobieta pełni tak wysokie i odpowiedzialne stanowisko w klubie?

Do końca nie wiem, jak na to odpowiedzieć, bo mam wrażenie, że przez zawodników jestem traktowana po prostu jako “ziomek z pracy”, a nie jak kobieta. Odnosząc się ogólnie do pytania, na pewno dużo zależy od tego, na jaką szatnię się trafi. Z drugiej strony uważam, że niesłychanie istotna jest dobra organizacja. System, w którym przychodziłabym w poniedziałek rano do klubu i mówiła, że potrzebuję trzech piłkarzy do szkoły na ten sam dzień zaraz po treningu, z góry jest spisany na porażkę, chociaż i takie sytuacje kryzysowe niezależne od nas się zdarzały. Osobiście zgrzeszyłabym narzekając, czy mówiąc coś złego o chłopakach. W 3 lidze w ramach promocji przez sport dla Miasta Chorzów mieliśmy chyba najintensywniejszy okres pod względem eventowym, jaki można sobie wyobrazić, bo w pół roku zrealizowaliśmy ponad 200 akcji typu lekcje WF-u, prelekcje o bezpieczeństwie na stadionie, akcje ekologiczne, które kierowane były do dzieci, młodzieży, jak i seniorów. Codziennie był przynajmniej jeden event! To wymagało naprawdę dobrej organizacji. I tutaj niezawodny okazał się kierownik drużyny Andrzej Urbańczyk i starszyzna drużyny z Tomkiem Podgórskim i Tomkiem Foszmańczykiem na czele. Kierownik przesyłał mi plan treningów I drużyny na dwa tygodnie do przodu, my maksymalnie zapychaliśmy go dodatkowymi – nazwijmy to – atrakcjami, często od 7:30 rano, a później „Podgór” i „Fosa” z resztą starszyzny dbali i pilnowali w szatni, żeby na każdym wydarzeniu pojawiła się delegacja zespołu. Oczywiście, jak brakowało chętnych, to sami przyjeżdżali bez marudzenia i z uśmiechem na twarzy. To jednak cały proces. Wszystko rozbija się o rozmowy i świadomość, że działania marketingowe i wizerunkowe to też część pracy trenerów i piłkarzy. 

Czy w trakcie pracy w klubie sportowym spotkałaś się z jakąś przykrą sytuacją lub uwagą sugerującą, że kobieta nie powinna znaleźć się na takim stanowisku?

Nie, miałam i mam bardzo dużo szczęścia do ludzi, na jakich trafiam na swojej drodze zawodowej. Nie zdarzyło się, żeby ktoś okazywał mi mniej szacunku, albo nie szanował mojej pracy ze względu na to, że jestem kobietą. Zresztą zawsze staram się podchodzić do swojej pracy bardzo profesjonalnie. Wiele lat pracuję na to, jak jestem postrzegana, co ludzie o mnie myślą i chcę być kojarzona tylko z pracą, jaką wykonuję. 

Kobiety, decydujące się na pracę w sporcie, zwłaszcza takim, który został w pewnej mierze zdominowany przez mężczyzn, muszą być gotowe na krytykę. Jak reagujesz na takie niepochlebne i – powiedzmy sobie to szczerze – krzywdzące opinie?

Każdej opinii należy się przyjrzeć, za konstruktywną krytykę jestem wdzięczna, bo dzięki temu mogę coś robić lepiej, choć nie ma co ukrywać, trudno się ją przyjmuje na klatę. Jeżeli chodzi o krzywdzące opinie, na szczęście, póki co, ze zbyt wieloma nie miałam styczności, ale czasem zdarzały się jakieś szpileczki czy uszczypliwości. Teraz już je ignoruję albo skutecznie ripostuję, jednak na początku bardzo się nimi przejmowałam. Zdarzało się, że podchodziłam do tego bardzo emocjonalnie. Gdy rozmawiałam z przyjaciółką, często pytałam ją, dlaczego tak się dzieje? Moim zdaniem fakt, że dziewczyna znalazła się w tym środowisku, nie oznacza, że jest w nim, bo jest, tylko że dobrze wykonuje swoją pracę. Czasami nawet w zakresie kompetencji musi udowodnić więcej niż niejeden mężczyzna, by pokazać, że zasługuje na to miejsce. Żeby jednak nie demonizować, nasze społeczeństwo przez lata przeszło sporą metamorfozę, po pierwsze kobieta w sporcie nie jest już dla nikogo zaskoczeniem, a coraz częściej codziennością, z czego osobiście bardzo się cieszę, zwłaszcza czytając o zajmowanych coraz wyższych przez kobiety stanowiskach. Dodatkowo rośnie też świadomość konsekwencji, jakie mogą kogoś spotkać za z pozoru nieszkodliwe żarty czy komentarze.

Klaudia Wolny: Kobieta musi udowodnić więcej
Foto: Klaudia Wolny – archiwum prywatne

W kwestiach zawodowych lepiej dogadujesz się z kobietami, czy z mężczyznami? 

Kobiety są zatrudnione w Ruchu i stanowią bardzo ważną część ekipy, tak samo, jak mężczyźni. Jednak osobiście nie kategoryzuję tego w kontekście lepiej pracuje mi się z kobietą czy mężczyzną. Raczej patrzę na to w kategorii czy konkretne zadanie sprawniej, lepiej realizuje mi się z osobą X, czy Y, płeć nie ma tu znaczenia. Równouprawnienie obowiązuje, nawet kiedy jeździmy na mecze wyjazdowe, bo niejednokrotnie to Martyna czy ja prowadzę! Przy okazji obalmy w ten sposób mit, że kobiety są złymi kierowcami!

Jak w Twoim przypadku zaczęła się pasja na sport i piłkę nożną?

Od kiedy pamiętam, oglądałam mecze z rodzicami, zwłaszcza z tatą. W pierwszej kolejności były to spotkania reprezentacji Polski, w dalszej mecze ligowe. Zawsze towarzyszyły nam przy tym ogromne emocje. Często były nawet bardzo skrajne! Mieliśmy „szczęście”, że kibicowaliśmy z tatą przeciwnym drużynom, więc potem, jako nastolatka, zdarzało się, że nie odzywałam się do niego przez pół dnia, albo prawie płakałam ze złości, że moja drużyna przegrała, a jego wygrała! Dostęp do takich emocji jest na swój sposób uzależniający, więc z czasem oglądałam coraz więcej meczów, czytałam coraz więcej artykułów czy wywiadów.

Nasze społeczeństwo przez lata przeszło sporą metamorfozę, po pierwsze kobieta w sporcie nie jest już dla nikogo zaskoczeniem, a coraz częściej codziennością.

Wróćmy jeszcze na chwilę do Twojej pracy i drogi zawodowej, jaką przeszłaś w Ruchu. Kiedy to wszystko się zaczęło i w jaki sposób?

Pierwszy raz na Ruchu pojawiłam się latem 2012 roku, kiedy byłam na pierwszym roku studiów. Musiałam zrealizować praktyki studenckie, a że jak już wiesz od zawsze oglądałam mecze piłkarskie i te emocje nie były mi obce ani obojętne, stwierdziłam, że mogłabym spróbować w Ruchu. Tak trafiłam do ówczesnej pani rzecznik Donaty Chruściel. Praktyki jednak się skończyły, a ja wróciłam na studia. Czasami śmiejemy się, że Ruchowi towarzyszy maksyma, że jak już raz w to wejdziesz, to zostaniesz na zawsze. Jestem przykładem na to, że faktycznie coś w tym jest, bo nie odpuściłam, a przerzuciłam się na wolontariat. Studiowałam dziennie w Warszawie, ale byłam zawzięta i do klubu dojeżdżałam na mecze ligowe i pucharowe. Następnie byłam hostessą, a kolejnym krokiem było zajmowanie się “Blue Supportem”. Dodatkowo starałam się pomagać w biurze prasowym. To wszystko łączyłam ze studiami i pracą w innym miejscu na pełen etat. W końcu nadarzyła się okazja i zostałam zaproszona do Ruchu na rozmowę kwalifikacyjną na stanowisko specjalisty do spraw marketingu i PR. Przeszłam ją pomyślnie! Wiele rzeczy, którymi się zajmowałam, nie były mi już obce, a dodatkowo zaczęłam pełnić obowiązki związane z marketingiem i organizacją meczów. Po pewnym czasie przyszły spore zmiany. W klubie pojawił się Marek Godziński, który jako osoba z zewnątrz zauważył potrzebę zmian w wielu kwestiach, tak aby Klub mógł się podnosić z kolan i rozwijać. Dostrzegł, że nie ma u nas nikogo, kto zajmowałby się kwestiami biznesowymi. Tym sposobem po pewnym czasie zostałam kierownikiem do spraw kontaktów biznesowych. Zaczęliśmy bardzo solidnie budować bazę partnerów. Ruch był wtedy w trzeciej lidze i powoli zaczynał się odradzać jak feniks z popiołów. Wtedy jednak nie było wiadome, czy to wszystko przyniesie efekty. Ruszyliśmy najpierw do mniejszych, lokalnych firm, które były zarządzane często przez naszych kibiców. Oni jako pierwsi uwierzyli w to, że dobrze jest do nas dołączyć. Później zaczęły nas wspierać firmy działające na terenie całej Polski. 

Jaka była Twoja pierwsza myśl po otrzymaniu propozycji awansu na nowe stanowisko? 

Byłam przerażona! Nie ukrywam, że w Ruchu przeszłam nie tylko długą drogę pod względem zajmowanych stanowisk, ale też pod względem mentalnym. Na początku byłam typowym introwertykiem i nie kolidowało to jakoś mocno z pełnieniem obowiązków specjalisty do spraw marketingu. Nagle dostajesz informację, że masz zajmować się jednym z kluczowych tematów, w którym nie masz zbyt wielkiego doświadczenia. Prywatnie nie lubię dużych zmian, a wiedziałam, że ta decyzja będzie się z nimi wiązała. Kluczowe w tym wszystkim było podejście prezesa Seweryna Siemianowskiego i Marka Godzińskiego, a przede wszystkim cierpliwość Marka. Po czasie, gdy zastanowiłam się nad tym na spokojnie, doszłam do wniosku, że jeśli ktoś mi zaufał i postanowił złożyć taką propozycję, to uwierzyłam, że ci ludzie wiedzą, co jest dla Ruchu dobre. Jeśli ja na tym stanowisku będę mogła przynosić Ruchowi większe korzyści niż na dotychczasowym, to nie pozostało mi nic innego niż po sporych wahaniach spróbować to pociągnąć. W końcu taka propozycja to docenienie, a poza tym Ruchowi się nie odmawia. Nie będzie przesadą, jeżeli powiem, że to od Marka Godzińskiego i jego małżonki Karoliny nauczyłam się wszystkiego, co wiem jako osoba zajmująca się biznesem. Pomagali mi w stworzeniu ofert, nakierowywali, jak prowadzić rozmowy, negocjacje, na co zwracać uwagę, czego unikać, ale przede wszystkim uwierzyli we mnie, zanim sama to zrobiłam. Bardzo się rozwinęłam i mam nadzieję, że klub także na tym skorzystał. Dzięki temu bardziej uwierzyłam w siebie i w swoje możliwości.

Klaudia Wolny: Kobieta musi udowodnić więcej
Foto: Lukasz Sobala / PressFocus

Był taki moment, w którym zastanawiałaś się, czy z tego wszystkiego nie zrezygnować? Czy nie zmienić branży?

Na pewno nie miałam nawet sekundy, w której pomyślałam, że chciałabym się totalnie odciąć. Emocje związane z organizacją meczu i wydarzeniami, które dzieją się na boisku, uzależniają. Dużo było jednak trudniejszych momentów, których się nie spodziewałam. Z perspektywy czasu mogę się teraz uśmiechnąć, jak o tym wspomnę, ale stałą pracę w Ruchu zaczęłam 2 kwietnia i ówczesny prezes, gdy podpisywaliśmy umowę, powiedział: “Pani Klaudio, podpisujemy się od 1 kwietnia”. Odpowiedziałam mu na to: “Prezesie, nie od pierwszego, nie chcę, aby moja praca w Ruchu była traktowana jako żart”. Podpisałam umowę 2 kwietnia, dograliśmy rozgrywki do końca sezonu i wtedy zaczął się jeden z trudniejszych okresów w Ruchu, a mianowicie bojkot kibiców. Jako pracownicy dołączyliśmy do tego bojkotu, prowadząc strajk. Byliśmy zdesperowani tym, że nikt z nami nie rozmawia i nikt nas nie słucha. Jako pracownicy zastanawialiśmy się, czy też nie powinniśmy już odpuścić, zwolnić się. Mówiło się przecież, że Ruch powinien zacząć wszystko od zera. Nawet nasi znajomi, którzy byli kibicami, pytali z niedowierzaniem, co wyprawiamy, czemu nie odpuszczamy. A my wtedy postanowiliśmy zawalczyć ten ostatni raz, żeby każdy spoglądając w lustro wiedział, że zrobił dosłownie wszystko, co się dało. Usiedliśmy do stołu w kawiarence klubowej i zaczęliśmy robić listę kryteriów, które musimy spełnić, żeby mimo wszystko przystąpić do rozgrywek. Wiedząc, że za pewne rzeczy trzeba zapłacić firmom zewnętrznym (zabezpieczenie medyczne, ochrona, produkcja świadczeń reklamowych etc.) zadeklarowaliśmy zgodnie, że jako pracownicy zaczekamy na nasze wypłaty. Wierzyliśmy w Ruch, wierzyliśmy, że gdy drużyna dobrze wejdzie w sezon, to kibice docenią nasze silne, śląskie charaktery i wspólnie znajdziemy rozwiązanie, by Ruch wrócił na należyte mu miejsce. 

Będąc przy trudniejszych momentach, nie sposób nie zapytać, jakie wyzwania stały przed Tobą w okresie pandemii?

Po raz kolejny sprawdziło się to, że Ruch musi działać niestandardowo i czekają na nas ogromne wyzwania w tym zakresie. Chwilę przed wybuchem pandemii przygotowywaliśmy się do obchodów stulecia klubu. Miesiąc przed nimi wybuchła pandemia. Zaczęliśmy się zastanawiać, jak świętować urodziny klubu i zorganizować coś dla kibiców, będąc tylko online. To było jedno z większych wyzwań, jakie pojawiło się na samym początku. Każdy potrzebował trochę czasu, by się odnaleźć. Dla wszystkich była to nowa sytuacja. Czekało nas też sporo pracy, ponieważ trzeba było obdzwonić każdego ze sponsorów. Do momentu, dopóki nie były rozgrywane mecze, staraliśmy się działać bezpośrednio w mediach społecznościowych. Wiedzieliśmy, że każdy potrzebuje tego, aby nie zostać totalnie odciętym od świata i codzienności. Zdawaliśmy sobie też sprawę, że ludzie w tym okresie spędzali więcej czasu w mediach społecznościowych. Staraliśmy się to wykorzystać, Tomek Ferens z Dawidem Bentkowskim realizowali program transmitowany na żywo na Youtube. Gdy wróciły rozgrywki, odbywały się one bez publiczności. Przeprowadzaliśmy więc transmisje internetowe z meczów, dzięki czemu mogliśmy realizować, choć część naszych świadczeń reklamowych. Widać, że pandemia zmieniła jednak codzienność. Firmy mocno zaczynają ciąć swoje budżety przeznaczone na świadczenia reklamowe i marketingowe. Zanim wydadzą jakąkolwiek złotówkę, chcą mieć pewność, że będzie dobrze spożytkowana. Mamy tego świadomość, ponieważ jesteśmy w podobnej sytuacji i wiemy, jak to jest.

Czasami kobieta w zakresie kompetencji musi udowodnić więcej niż niejeden mężczyzna, by pokazać, że zasługuje na swoje miejsce

Przypomina Ci się jakaś zabawna historia związana z Twoją pracą w klubie?

Codziennie jakaś się zdarza, ale nie wiem, czy nadaje się do publikacji. Ale spróbujmy z czymś, co jeszcze się nie wydarzyło, chociaż pewnie oberwie mi się za to od „Asceto”. Gdy Dawid nagrywa kulisy meczowe, często podchodzi do nas w momencie, gdy mamy mnóstwo spraw na głowie i bywamy – a zwłaszcza ja – nerwowi. Śmieję się wtedy, że kiedyś w rozmowę wplotę przekleństwa, dzięki czemu nie opublikuje tego materiału. Wtedy mi się odgraża, mówiąc: „Zobaczysz, kiedyś Cię wypikam i to puszczę!”

Kiedyś też zdarzyło mi się omyłkowo wpisać w kalendarz wyjść I drużyny swoją wizytę na paznokcie, ale czujne oczy szybko to wyłapały, dzięki czemu uniknęłam większej ilości żarcików. Mamy też mnóstwo anegdotek związanych z Panią Renią (przyp. Renata Kubiak, od 30 lat opiekuje się strojami pierwszej drużyny Ruchu Chorzów). Przez długi czas miałam ogromny dystans do niej i bałam się do niej w ogóle przychodzić. Mówiłam tylko dzień dobry. Po dwóch lub trzech latach Pani Renia sama zapytała, czy się jej boję. Odpowiedziałam, że tak, bo, gdy kiedyś do niej przyszłam, to krzyczała i się tym zestresowałam. A co ona mi na to? „Dziecko! Przecież to nie było do Ciebie!” Ile to zmieniło! Pani Renia jest kobietą, która potrafi temperować, ale także zapewnia poczucie bezpieczeństwa. Gdy sobie z czymś nie radzisz lub masz jakiś problem, to zawsze możesz do niej przyjść, wysłucha i wesprze. Jest najważniejszą kobietą w Ruchu! 

Klaudia Wolny: Kobieta musi udowodnić więcej
Foto Norbert Barczyk / PressFocus

Z tego, co mówisz wynika, że dla Ciebie to nie jest tylko praca.

Jestem kibicką Ruchu od pierwszego dnia, kiedy się pojawiłam na stadionie i te emocje mnie wciągnęły. Pracownicy, którzy są przy klubie zawodowo, także są kibicami. Gdybyśmy nimi nie byli, to zakładam, że nie przychodziłaby nam tak łatwo praca wieczorami, weekendami, czasami w święta, uwzględniając w szczególności mecze wyjazdowe. To ten rodzaj pracy, w której musisz się całkowicie dopasować. Ruch nie jest standardowym miejscem pracy, do którego przychodzisz na osiem godzin, odbijasz kartę i wracasz do domu zapominając o wszystkim. Ruch to przede wszystkim ludzie i tu nie ma żadnych wątpliwości. Klub jest bardzo ważną częścią mojego życia i dzięki niemu poznałam wiele osób, które aktualnie są także prywatnie dla mnie ważne. Jestem wdzięczna za to, jak Ruch ukształtował moje życie i to nie tylko to zawodowe, ale i prywatne.

Praca w klubie sportowym wymaga wielu poświęceń. Nie sposób Cię nie zapytać, jak godzisz życie prywatne z zawodowym?

Już będąc na studiach wiedziałam, że to jest ten kierunek, w którym chciałabym iść. Mam wrażenie, że na wiele lat totalnie dostosowałam swoje życie do Ruchu kosztem pewnych relacji, ale w dużym stopniu był to świadomy wybór. Teraz jestem na takim etapie, że staram się znaleźć work-life balance. Staram się mieć trochę czasu dla siebie, żeby w pracy działać jeszcze lepiej. Jeśli jednak twoja praca jest jednocześnie twoją pasją i ludzie, którzy oprócz tego, że są z tobą zawodowo, są z tobą także poza stadionem, to nieco zmienia postać rzeczy. Gdy koleżanki mamy pytają ją, kiedy Klaudia wyjdzie za mąż, odpowiada im wtedy, że dałam się poślubić Ruchowi.

Ostatnie pytanie. Mąż czy Ruch w Ekstraklasie?

W idealnym świecie powiedziałabym, że Ruch w Ekstraklasie z mężem na trybunie. Ale nie ma co ukrywać, że Ruch w Ekstraklasie będzie szybciej!

Klaudia Wolny: Kobieta musi udowodnić więcej
Foto: Klaudia Wolny – archiwum prywatne
Joanna Sobczykiewicz
Joanna Sobczykiewicz
Cześć! Sport jest obecny w moim życiu od wielu lat, a od 2021 roku mogę pochwalić się tytułem absolwentki Uniwersytetu Jagiellońskiego na kierunku Zarządzania w Turystyce i w Sporcie. Interesuję się piłką nożną — zwłaszcza polskimi ligami, tenisem oraz Formułą 1. Biegle mówię w języku hiszpańskim, a na swoim koncie mam wiele przeprowadzonych wywiadów m.in. z Igorem Angulo i Juanem Ramonem Rochą.

Najnowsze

Powiązane

Polecamy

Top 10 najlepszych polskich bramkarzy w historii piłki nożnej

Kibice wspominają wielu polskich piłkarzy. Najwięcej mówi się oczywiście o tych, którzy strzelają gole, ale na swoją renomę zapracowali sobie również bramkarze. Nie zawsze...

Tenisowy kalendarz Huberta Hurkacza 2024. Gdzie zagra Polak?

Hubert Hurkacz to tenisista, który zagościł na stałe w czołówce prestiżowego rankingu ATP. Polak jest obecnie w czołowej "dziesiątce" i zrobi wszystko, by nie...