Futbol, w Europie i Polsce kojarzy się wyłącznie z piłką nożną. W Stanach Zjednoczonych futbol jest wielbiony, ale chodzi oczywiście o futbol amerykański. Nowy sezon tych rozgrywek ruszył 8 września, niestety nie zobaczymy w nim żadnego polskiego futbolisty. Jednak w historii polscy emigranci zostawili swoje ślady w najlepszej zawodowej lidze, czyli NFL. Przybliżymy losy czterech biało-czerwonych.
NFL, jest po NBA i NHL, trzecią amerykańską ligą, w której występowali reprezentanci Polski, ale obecnie kibice jedyne co mogą robić, to wyczekiwać i nasłuchiwać kolejnych Polaków, którzy otrzymają szansę zaistnienia w tych niezwykle popularnych ligach zawodowych za oceanem. W przeszłości jednak w NFL polskobrzmiących nazwisk nie brakowało.
Kopacz przez duże K
19 lat gry, kilka rekordów, prawdziwa legenda Oakland Raiders. To nie brzmi, jak opis tylko solidnego zawodnika NFL, prawda? To opis Sebastiana Janikowskiego – ostatniego, ale chyba najlepszego Polaka, jaki występował w lidze futbolu amerykańskiego w Stanach Zjednoczonych. Wybrany w drafcie z numerem 17, tylko dwóch kopaczy w historii wybieranych było z wyższym numerem. „Lightning Feet”, „Sea Bass”, „Polish Cannon”, czy „The Polish Hammer” (pozdrawiamy koszykarza Marcina Gortata) – to jego amerykańskie przydomki.
Duży, silny i niegrzeczny
Janikowski, pochodzący z Wałbrzycha, miał szansę zostać dobrym piłkarzem. Gdy miał 15 lat poleciał do ojca, do USA. Tam miał mieć lepsze życie i… tak też się stało, bo w NFL zarobił ok. 45 milionów dolarów. Skoro wspomnieliśmy o talencie piłkarskim, to mocne kopnięcie bardzo mocno przydało się w futbolu amerykańskim, bo na pozycji kopacza, właśnie ta umiejętność to klucz do sukcesu i sławy. Janikowski raz wystąpił w meczu gwiazd ligi NFL, stał się jednym z najcelniej kopiących zawodników w historii ligi. Poza boiskiem jego tryb życia pozostawiał wiele do życzenia. Alkohol i bójki miały miejsce często, ale miał też sporo szczęścia, bo nie ponosił większych konsekwencji.
Chester numerem jeden
Janikowski to XXI wiek, ale pierwszy Polak pojawił się w NFL we wczesnych latach 70. Losy Czesława Marcola, który w USA był nazywany „Chesterem”, były pogmatwane, pełne zakrętów i tragedii. W dzieciństwie samobójstwo popełnił jego ojciec. Matka wyemigrowała więc do Stanów Zjednoczonych, gdzie Czesław zaczął uczęszczać do liceum. Choć nie znał angielskiego na początku, to na WF-ie się wyróżnił. Tam trenerzy dostrzegli jego talent, który był kontynuowany na dalszych poziomach nauki. Jako kopacz w 1972 roku został wybrany z 34. Numerem przez Green Bay Packers. Został wybrany debiutantem sezonu, zdobywając najwięcej punktów. Jednak jego najsłynniejszy występ pochodzi z 1980 roku. Brawurowa akcja z meczu Packers z Chicago Bears do dziś jest do zobaczenia na YouTube.
Co ciekawe ten moment szczytowy, był też… początkiem końca. Jak sam wyznał kiedyś Marcol grał wtedy pod wpływem kokainy, co nie było niczym wyjątkowym w tamtych czasach w lidze NFL. W 1986 roku Marcol o mały włos, a nie zmarł po zatruciu się miksturą złożoną z akumulatorowych płynów, trutki na szczury i wódki. Rok później trafił do Galerii Sław zespołu Packers, a dekadę temu napisał książkę o sobie.
Bystry i zdolny biznesmen
Ryszard „Rich” Szaro był przeciwieństwem Marcola. Świetnie się uczył, miał „łeb nie od parady” i walczyły o niego najlepsze uczelnie w USA. W sporcie też szło mu świetnie. Skończył ekonomię na Harvardzie, ale chciał spróbować swoich sił nie tylko w biznesie, ale i w futbolu amerykańskim. W dwóch drużynach nie zakotwiczył, ale dostał się do New Orleans Saints w 1975 roku. Występował tam przez 4 sezony. Było nieźle, ale bez szału. Karierę zakończył w 1979 roku w barwach New York Jets.
Wielki obrońca, krótka przygoda
Szaro był trzecim kopaczem, ale był jeden Polak, który grał na innej pozycji. To Zbigniew Maniecki, w Stanach Zjednoczonych znany jako Jason Maniecki. Dorastał w Wisconsin, gdzie przybył jako młody chłopak. Jason był ogromnej postury, bo mierzył ponad 190 cm i ważył ponad 130 kg. Grał w piłkę nożną i koszykówkę, był też świetnym zapaśnikiem. W college’u spróbował futbolu amerykańskiego i… coś zaiskrzyło. Determinacja sprawiła, że stał się dobrze zapowiadającym obrońcą. W piątej rundzie draftu w 1996 roku trafił do drużyny Tampa Bay Buccaneers, czyli zwycięzcy Super Bowl 2021. W trzy sezony rozegrał tylko 18 meczów. Po zakończeniu przygody z NFL otworzy swój biznes na Florydzie, gdzie żyje do dziś.
Czy on i pozostali Polacy doczekają się następcy w NFL? Zobaczymy. Do niedawna polskim kibicom pozostawało jedynie emocjonować się występami legendy Roba Gronkowskiego, który ma polskie korzenie. Pradziadek Gronkowskiego w latach 20. XX wieku uprawiał kolarstwo, a nawet wystąpił podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu, a sam zawodnik wspominał w wywiadach pierogi i placki babci. Gronkowski tego lata po raz drugi w karierze ogłosił zakończenie kariery w NFL i tym razem powrót wydaje się wykluczony. Szkoda, bo był to świetny gracz, a przy okazji Super Bowl zawsze można było wracać do jego polskich korzeni. Fani muszą ekscytować się więc FL bez polskich akcentów. Oby to się w końcu zmieniło.